- Proszę sobie wyobrazić. Przychodzimy rano do pracy, a pod drzewem leży martwa kobieta - przyznaje Michał Słysz, pracownik jednej z firm przy ul. Poznańskiej. - Do tej pory nie mogę się otrząsnąć. Pracownicy, widząc martwą kobietę, rozpoznali, że to ta sama osoba, w sprawie której dzwonili dwa dni wcześniej do straży miejskiej. Patrol przyjechał, ale nie zabrał bezdomnej ani do noclegowni, ani do izby wytrzeźwień. Chodziła z trudem. Miała 39 lat To było sobotnie przedpołudnie. Kobieta przyszła w klapkach. Miała okrwawione nogi, na czoło mocno nasuniętą czapkę. Z trudem chodziła. Miała 39 lat, choć wyglądała na ponad 60. Pracownicy byli przerażeni jej widokiem. Odstraszała klientów. Dodatkowo cuchnęła alkoholem. Dlatego wezwali strażników miejskich. - Przyjechali, popatrzyli na nią i jeden z funkcjonariuszy rzucił "jak się obudzi, to sobie pójdzie" - mówi jeden z pracowników firmy przy Poznańskiej. - Powiedzieli, że to jest interwencja na terenie prywatnej posesji i odjechali. Mieli jeszcze przyjechać koło godz. 14., bo wtedy zamykamy zakłady i idziemy do domów, ale już się nie zjawili. Leżała pod drzewem. Martwa W poniedziałek, około godz. 5. nad ranem kobietę znaleźli ludzie, którzy rozpoczynali pracę. Leżała pod drzewem. Martwa. - Pewnie się zasłaniali przepisami, ale tu zawinił człowiek i znieczulica społeczna - mówi pracownik. - Wszędzie apelują o troskę wobec bezdomnych w okresie zimy, a tu się okazuje, że sami funkcjonariusze są na te sprawy obojętni. Mogli zabrać kobietę do noclegowni albo izby wytrzeźwień, gdzie jest lekarz i gdzie dostałaby ciepłą zupę. "Patrol zachował się zgodnie z przepisami" Zdaniem straży miejskiej, jej patrol zachował się zgodnie z przepisami i z troską o obywatela. Kobieta zmarła z przyczyn naturalnych, nie stwierdzono wychłodzenia organizmu. Z nieoficjalnych informacji dziennikarzy wynika jednak, że kobieta dostała zawału serca. Pracownicy firm przy ul. Poznańskiej pamiętają, jak mówiła, że chce się dostać do swojego syna, który mieszka w centrum miasta, ale tam nie dotarła. - Przede wszystkim chcemy podkreślić, że interwencja strażników nie miała jakiegokolwiek wpływu na zgon kobiety - akcentuje Magdalena Wargan, rzecznik prasowy legnickiej straży miejskiej. - Z relacji strażników wynika, że kobieta nie zgłaszała, że jest jej potrzebna pomoc [zdaniem strażników, kobieta nie spała tylko siedziała i jadła kanapkę - przyp. red.]. Także zgłaszający, który chciał, by kobietę usunięto poza ogrodzony teren, nie mówił, że taka pomoc jest potrzebna. Nie stwierdzono, by jej życiu bądź zdrowiu zagrażało niebezpieczeństwo, nie siała też zgorszenia. Obecnie mamy jedynie relacje doświadczonych funkcjonariuszy i wciąż za mało danych, by stwierdzić, że interwencja została przeprowadzona w sposób prawidłowy, dlatego kierujemy wniosek o wyjaśnienie sprawy przez prokuraturę - podkreśla. Sprawę zbada legnicka prokuratura Wargan dodaje, że zmarła kobieta była znana wszystkim legnickim służbom porządkowym i co najmniej 200 razy była gościem izby wytrzeźwień. Strażniczka podkreśla , że od początku mroźnej jesieni funkcjonariusze interweniowali 70 razy w przypadkach zgłoszeń dotyczących osób bezdomnych. Tylko wczoraj i dziś przed wychłodzeniem organizmu uratowali dwie osoby. TOW