Do ordynariusza świdnickiego bpa Ignacego Deca powędrowało pismo, w którym nadawca skarży się na dziwne praktyki stosowane w szczycieńskiej gminie, a mające związek ze świadczeniem ostatniej posługi, czyli pochówku. Zastanawia się on, dlaczego to tylko jeden zakład usługowy, czyli "Requiem" ma cały portfel zleceń, podczas gdy dwa inne są omijane przez żałobników. Zdaniem właściciela drugiego zakładu, ma to związek z tym, że ksiądz proboszcz Benedykt Narloch udostępnił pomieszczenie konkurencyjnej wobec niego firmie ze Żmigrodu i ją też wskazuje członkom rodzin, w których ktoś zmarł. - Na jakiej podstawie ta firma działa, nie wiem. Mam informację z urzędu skarbowego, że nie przedstawiła ona umowy, by swoją działalność formalnie prowadziła w Szczytnej - mówi Jerzy Sajewicz z ZUP-u. - I mój zakład, i "Credo" w ciągu roku pozostają jakby w gotowości wyświadczenia usługi pogrzebowej. Dziwnym trafem ludzie do nas nie przychodzą, lecz idą do "Requiem". A przecież my stosujemy o wiele tańszy cennik, zapewniamy wysoką jakość posługi. Coś w tym jest... Burmistrz Marek Szpanier informuje, że w mieście i gminie nie ma zarejestrowanego ani jednego zakładu pogrzebowego w oparciu o zezwolenie przez jego urząd wydane. Te, które prowadzą działalność są zewnętrzne, w Szczytnej mają jedynie swoje filie. - Zakłady pogrzebowe, jeśli płacą podatki lokalne, to tylko od wynajmowanej powierzchni biur czy składów - informuje włodarz i nie ukrywa, że zdziwiony jest podejrzewaniem księdza proboszcza o jakąś zmowę z innym przedsiębiorcą pogrzebowym. - To mieszkańcy decydują, który i dlaczego zakład wybierają. Decyduje - jak w innych przypadkach - rynek. Wspomniane podejrzenia są nie na miejscu - zauważa burmistrz, do którego osobiście nikt w tej sprawie się nie zgłaszał. - Mogę powiedzieć jedną rzecz z całą pewnością: mam pochlebną opinię o zakładzie "Requiem", gdyż takie sygnały do mnie docierały. Podstawowa sprawa, by wzbudzić zainteresowanie, to reklama i udowodnienie, że lepiej świadczy się usługi niż konkurencja. Ksiądz Benedykt Narloch nie ukrywa zdziwienia. - Nikogo nigdzie nie kieruję, bo nie mam takiej możliwości, poza tym byłoby to nieetyczne i wbrew prawu. Dopiero byłaby "ośmiorniczka", gdybym wyznaczał zakład pogrzebowy. Tę salę, którą wynajmuję "Requiem", przedtem wykorzystywano na lekcje wf-u przez szkołę. Ale doczekała się ona własnej hali, więc trzeba było ją wykorzystać. Zgłosił się kontrahent, zawarliśmy umowę... - Jestem zbulwersowany takim potraktowaniem księdza proboszcza - wyraża swoje zdanie ksiądz Janusz Jezusek. - Podejrzewanie go o czerpanie jakiś profitów, bo tak to można odbierać, jest nie na miejscu. Trzeba zastanowić się, dlaczego jeden przedsiębiorca potrafi przyciągnąć ludzi, a inni nie. W tym tkwi przyczyna, nie zaś w jakichś wyimaginowanych poczynaniach proboszcza. Dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Ryszard Drozd, któremu podlega szczycieński cmentarz, podkreśla, że mieszkańcy zwracają baczną uwagę na wiele rzeczy oferowanych przez zakłady pogrzebowe. Jego zdaniem liczy się nie tylko cena posługi, ale nawet to, jakim samochodem przewieziona zostanie trumna ze zwłokami: - Na tym rynku usług naprawdę ważny jest każdy szczegół, żeby istnieć, trzeba ciągle inwestować w rozwój prowadzonej działalności, nawet w szyld. Współwłaściciel "Requiem" Józef Gągorowski fakt zlecania usług pogrzebowych jego firmie tłumaczy przede wszystkim ciągłym inwestowaniem w dobre imię. - Przecież ludzie potrafią ocenić jakość naszej pracy, sposób ich traktowania, widzą postępowanie żałobników i wiele innych sytuacji. To wszystko powoduje, że wybierają nas a nie konkurencję. Te skargi, to szukanie dziury w całym - mówi z pewnym niesmakiem. W tym roku w Szczytnej odbyło się 50 pochówków. O fakcie, że pogrzeb będzie miał miejsce ksiądz proboszcz dowiaduje się niemal na końcu, gdy rodzina zdecyduje o katolickim obrządku. (bień)