Czara goryczy się przelała, gdy po wypielęgnowanym ogrodzie pani Beaty przebiegło stado świnek wietnamskich należących do sąsiada Ryszarda Popko. Przeorały zadbany trawnik. Zdesperowana kobieta zadzwoniła do nas z prośbą o pomoc, gdyż zarówno jej nerwy, jak i cierpliwość są już na skraju wytrzymałości. - Unikam sąsiada jak ognia, od 11 lat nie rozmawiamy ze sobą, miałam już dość jego złośliwości - mówi. - Niestety, one się nie kończą, ale są coraz bardziej dotkliwe. Kobieta mówi, iż schodzi z drogi sąsiadowi, nie używa należnej jej części podwórka, ma osobne wejście, przez nie przejeżdża tylko do swojego garażu. A i tak w ubiegłym roku interweniowała policja, gdyż R. Popko notorycznie zastawiał jej wjazd. Na ich podwórku policja i straż miejska są częstymi gośćmi. - Ten pan czuje się bezkarny, policję ma za nic, uważa, że świnie mogą sobie chodzić, gdzie chcą, bo on tak chce, nie liczy się, że dbam, że koszę - żali się kobieta. - Poza tym boję się tych świń, tak samo moje córki, jak idą do szkoły to rozglądają się w strachu nie wiedząc, z której strony wyskoczy któraś z nich. Sąsiedzi mają wspólnotę, mieszkają w jednym budynku. Pani Beata już w nim mieszkała, gdy pan Ryszard wraz z rodziną doń się wprowadził. Jak mówi nasza rozmówczyni przez pierwsze dwa lata wszystko układało się jak najlepiej, później sąsiadowi wszystko przeszkadzało i zaczął po prostu się czepiać. Nastały ciche dni i wzajemne unikanie się. I tak trwa to po dziś dzień. Kobieta skarży się, że nie może wykonać ogrodzenia, gdyż zgodnie z prawem sąsiad musi się zgodzić, a ten nie chce. Fizyczny podział także zapowiada się mordęgą i bieganiem po sądach. Pani Beata jest zdesperowana i nie rozumie, skąd tyle nienawiści i złości we współlokatorze. - Mam żal, gdyż to jego chroni prawo, policja rozkłada ręce, że nic nie poradzi, bo mamy wspólnotę, a ja się pytam, jak mam znieść te wszystkie utrudnienia - mówi. Pan Ryszard nie bardzo chciał z nami rozmawiać. Powiedział jedynie, że incydent ze świniami był jednorazowy, gdyż najprościej w świecie uciekły z zagrody. Dodał tylko kąśliwie, że sąsiadka najwidoczniej nie ma co robić, to pisze po gazetach. Zapytany przez nas o źródło konfliktu stwierdził, że nie wie jak się to zaczęło i dodał, że sąsiadce wszystko przeszkadza. - Ponadto nie mam potrzeby dogadywania się z tą panią, a jak pani cokolwiek opisze o mnie w gazecie, to spotkamy się w sądzie - dodał, zatrzaskując drzwi. Wygląda na to, że do porozumienia szybko nie dojdzie. Dziwi tylko, iż brak dobrej woli powoduje, iż dwoje dorosłych ludzi tak dogłębnie się nienawidzi, niedostrzegając, iż w życiu są ważniejsze rzeczy niż robienie na złość własnemu sąsiadowi. (nina)