Sąd winien taką informację przesłać "niezwłocznie". Jak poinformował Tomasz Białek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Świdnicy, faktycznie doszło w sądzie do zaniedbań w tej sprawie; winna jest wieloletnia pracownica sądowego sekretariatu. 36-letnia Iwona K. została aresztowana w związku ze śmiercią 3,5- letniego synka Bartka, który - jak wykazała sekcja zwłok - od kilku miesięcy był bity przez matkę i jej 29-letniego konkubenta Mariusza V. Ostatecznie dziecko zmarło z powodu odniesionych obrażeń, m.in. obrzęku i krwiaka mózgu oraz krwotoku wewnętrznego w okolicach lędźwiowych. Mariusz V. i Iwona K. są podejrzani o znęcanie się nad chłopcem ze szczególnym okrucieństwem. Ponadto konkubent ma jeszcze zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym, zaś matka zarzut nieudzielenia pomocy. Iwona K. w Wałbrzychu, gdzie wcześniej mieszkała, miała wyznaczonego kuratora; tamtejszy sąd uznał, iż z powodu przeprowadzki kobiety do Kamiennej Góry - kurator wałbrzyski nie jest już władny i należy wyznaczyć nowego kuratora, w Kamiennej Górze, gdzie kobieta mieszkała wraz z Mariuszem V. i 3,5-letnim synkiem od listopada 2007 r. Po uprawomocnieniu się tej decyzji należało ją przesłać do sądu w Kamiennej Górze. Ostatecznie - jak tłumaczył Białek - decyzja ta nigdy nie wyszła z wałbrzyskiego sądu, bowiem nie została przekazana Iwonie K. i tym samym nie uprawomocniła się. - Nie wiem, jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec tej pracowniczki sądowej. Prezes wałbrzyskiego sądu zdecydował, że nim podejmie decyzję, najpierw wysłucha tłumaczeń kobiety - podkreślił Białek. Dodał, że kobieta pracuje od wielu lat w wałbrzyskim sądzie i zawsze cieszyła się nienaganną opinią. Ponadto - jak wyjaśnił Białek - sprawa Iwony K. była bardzo skomplikowana. Kobieta miała w sumie sześcioro dzieci, z których czworo zostało jej zabranych, ale przez cały czas "ciągnęły się" sprawy sądowe o wyznaczenie rodziny zastępczej, o adopcję czy wygaśnięcie jednej rodziny zastępczej i ustanowienie nowej. Ponadto kobieta od czasu do czasu podejmowała próby odzyskania dzieci. - Akta tej kobiety i jej dzieci to wielostronicowe teczki. Sprawy toczą się od lat - mówił Białek. Tymczasem prokuratura rejonowa w Kamiennej Górze, która prowadzi śledztwo dotyczące śmierci 3,5-letego Bartka, wystąpiła do wałbrzyskiej prokuratury o przesłanie akt sprawy dotyczących zaginięcia, 2,5-miesięcznej Karinki - siostry Bartka. Dziewczynka zaginęła w 1997 r., gdy była pod opieką ojca, kolejnego konkubenta matki. Dziecko nigdy nie zostało odnalezione. - Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy i nie odnalezienia dziecka. Ojciec twierdził, że dziewczynka została porwana, gdy zostawił ją na chwilę przed sklepem - powiedziała Ewa Ścierzyńska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Matka dziewczynki nigdy nie zgłaszała żadnych pretensji co do prowadzonego śledztwa. Rzeczniczka dodała jednak, że kilka miesięcy po zaginięciu dziewczynki ojciec popełnił samobójstwo. - Pół roku po zaginięciu Karinki dostaliśmy list od osoby odbywającej karę więzienia, że dziewczynkę zabił jej ojciec. W liście były również informację o miejscu pochowania zwłok. Nie udało się nam odnaleźć ciała we wskazanym miejscu - powiedziała rzeczniczka, która przyznała, że nie wie, jak traktować rewelacje przekazane w liście. - W każdej chwili jesteśmy w stanie wznowić śledztwo dotyczące zaginięcia dziewczynki. Jeśli tylko pojawią się jakieś nowe okoliczności - zaznaczyła Ścierzyńska. 3,5-letniego Bartka przyniosła do szpitala w niedzielę matka. Prawdopodobnie chłopiec nie żył od kilku godzin. Mimo to lekarze podjęli reanimację, ale bez skutku. Jak powiedział szef prokuratury rejonowej w Kamiennej Górze Tadeusz Gąsior, "dziecko zostało zmasakrowane". 36-letniej Iwonie K. grozi do 10 lat więzienia, jej konkubentowi do 12 lat. Oboje nie przyznają się do zarzutów. Winą obarczają się wzajemnie. Mariusz V. był znany ze swojej agresji. Bił Bartka i jego matkę. Obawiali się go również sąsiedzi, którzy widywali pobitego chłopczyka, słyszeli krzyki zza ściany, ale nie reagowali. Prokuratura nie pociągnie jednak do odpowiedzialności sąsiadów, bowiem - jak powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze Tadeusz - matka często wyjeżdżała z dzieckiem; trochę była w Wałbrzychu, a trochę w Kamiennej Górze.