Holender brał udział w bójce w centrum Wrocławia w listopadzie 2007 r., w pobliżu Pasażu Niepolda, w którym znajduje się kilka klubów i dyskotek. Według ustaleń prokuratury, dwójka młodych Polaków, będąc pod wpływem alkoholu, wyszła z jednego z klubów i zaczęła prawdopodobnie zaczepiać i obrażać dwóch napotkanych czarnoskórych obywateli Holandii. Oskarżony wyjął wtedy nóż sprężynowy i zaatakował ich. Z pomocą Polakom przyjść miał przechodzień. Wszyscy trzej Polacy trafili do szpitali z ranami tułowia, pleców, klatki piersiowej i brzucha. Humphrey G.M. jest muzykiem i wokalistą, od kilku lat przyjeżdża do Polski do pracy m.in. w klubach muzycznych. Pracował też w inny krajach europejskich. W Holandii wychowuje dwójkę dzieci. W poniedziałek doprowadzony został do sądu z aresztu śledczego. Ubrany był w czarny garnitur, wchodząc na salę zasłaniał twarz przed fotoreporterami. Na rozprawie obecni byli także dwaj z trzech pokrzywdzonych. Był również tłumacz przysięgły języka niderlandzkiego. 36-letni Holender od początku nie przyznawał się do winy. Wyjaśniał, że feralnego wieczoru odwiedził jednego ze swych kolegów, pracujących w klubie w pasażu. - Piłem wtedy alkohol. Czułem się pijany, ale nie bardzo, nie przewracałem się. Wyszliśmy z kolegą po taksówkę, żeby wrócić już do domu. Wtedy oni zaczęli nas zaczepiać i wyzywać, krzyczeli "murzyn" i "bambus", naśladowali też zachowania małp, byli agresywni. Jeden z nich miał butelkę, którą zamachnął się w moim kierunku - mówił oskarżony. Holender - jak twierdzi - nie pamięta samej bójki, nie pamięta też aby komukolwiek zadawał ciosy nożem. - Nigdy wcześniej nie nosiłem ze sobą noża. Wziąłem go wtedy pierwszy raz, bo niewiele wcześniej mój kolega został zaatakowany i pobity. Chciałem nożem tylko się bronić, lub ewentualnie odstraszyć napastników. Nie byłbym w stanie nikogo zabić, ja się tak nie zachowuję - wyjaśniał przed sądem. Dopytywany przez sędziego stwierdził jednak, że nie może wykluczyć, iż atakował Polaków. Humphrey G.M. opowiadał też, że wcześniej wiele razy był w Polsce zaczepiany i obrażany. - Jeśli to było w klubie to informowałem ochronę i oni się tym zajmowali. Na ulicy to ignorowałem, albo pytałem o co chodzi. Czasami byłem przepraszany. Nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja jak ta - mówił. Dodał, że nie był wcześniej karany, utrzymuje się z muzyki i nie ma styczności ze światem przestępczy. Powiedział też, że jest mu bardzo przykro z powodu całego zdarzenia, ale niestety nie wie dokładnie co się wtedy wydarzyło. W bójce brał udział także drugi Holender. Sprawa 32-letniego Moreno L. wyłączona jest do osobnego postępowania; mężczyzna nie jest aresztowany.