Na polanickim stadionie we wtorkowy wieczór (15 kwietnia) wylądował helikopter wraz z pacjentem. Szybko przewieziono go na izbę przyjęć, stąd od razu trafił na blok operacyjny, gdzie oczekiwał zespół lekarzy. - Mężczyzna do nas trafił z Kamiennej Góry. Musieliśmy mu przyszyć drugi i trzeci palce ręki. Operacja przebiegła pomyślnie. Wybrano nasz szpital, bo Klinika Chirurgii Ręki we Wrocławiu zakończyła już pracę, zaś do Trzebnicy było dalej. Tymczasem liczyła się każda minuta - mówi zastępca dyrektora ds. lecznictwa w SCM dr Stanisław Leśniak. W międzyczasie na Oddział Urazowo-Ortopedyczny trafił młody kierowca, który w Kłodzku uległ wypadkowi: na łuku drogi na jego auto wpadł samochód ciężarowy. Poszkodowany w tym zderzeniu stracił sporą część stawu barkowego, która została zmiażdżona. Przytomność towarzyszącej mu żonie spowodowała, że do szpitala przywieziono go z mocno dociśniętą ręką, która trzymała się tułowia na resztkach skóry i naczyń krwionośnych. - Był odpowiednio zabezpieczony, ale w klasycznym szpitalu zapewne zdecydowano by się na amputację, u nas udało się ją uratować - zapewnia lek. med. Władysław Wojtkiewicz, ordynator Oddziału Anestezjologii. - Doktor Andrzej Mrowiec wraz z zespołem podjął się nie lada wyzwania. Pacjenta czeka jeszcze kilka operacji, gdyż trzeba będzie odtworzyć mu utraconą część ramienia. Dyrektor polanickiego szpitala Krzysztof Wywrot przekonuje, że placówka z każdym miesiącem jest coraz lepiej przygotowana do wykonywania swojej specjalistycznej misji. - Tak złożony uraz, jak w przypadku kierowcy z Kłodzka, operowano u nas po raz pierwszy. Dalsze rokowania dla pacjenta są dobre. Nie ukrywam, że myślimy o szybkim uruchomieniu przyszpitalnego lądowiska, gdyż po otwarciu kliniki kardiologii inwazyjnej i w takich, jak te, przypadkach będziemy zmuszeni do bliższej współpracy z ośrodkami wrocławskimi, np. z Kliniką Chirurgii Naczyniowej i Kardiochirurgii. Również kilka dni temu na Oddziale Urazowo-Ortopedycznym przeprowadzono pionierski w skali kraju zabieg zespolenia kości w obrębie stawu biodrowego. - Dotychczas tego rodzaju operacje robiło się w sposób otwarty: trzeba było rozciąć sporą część skóry i mięśni, aby dotrzeć do miejsca. Teraz robi się tylko dwa nieduże nacięcia i pod kontrolą rentgena wprowadza to zespolenie na miejsce złamania kości - tłumaczy dr Andrzej Mrowiec. SCM zakupił 15 takich zespoleń i każdy zabieg będzie dokumentował, aby podczas zjazdu Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego w Poznaniu w br. podzielić się doświadczeniami z innymi ośrodkami w kraju. - Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie zabiegi u nas wykonane w obrębie stawu biodrowego, to w roku 2007 wykonaliśmy ich 197, nie licząc protez. To 4-5 razy więcej niż np. w Wałbrzychu - dodaje doktor. (bień)