Trzeba to napisać od razu - koncert był bardzo udany. Muzycznie raczej nie mogło być inaczej. Wojciech Waglewski, Abradab, czy Leszek Możdżer to gwarancja najwyższego poziomu. Także zespoły mniej znane szerszej publiczności nie zawiodły. Jako pierwszy skład, niemal prosto z Off Festiwalu, zagrał Tin Pan Alley. Po nim sceną zawładnął Oxy.Gen, a raczej jego charyzmatyczny wokalista, który zdolności wokalne łączy z interpersonalnymi. Przyjemnym, rockowym graniem i dobrym kontaktem z publicznością Oxy.Gen na dobre rozkręcił imprezę. Jednak dopiero przy koncercie Abradaba, który zaserwował pokaźną porcję rymów i bitów wzbogaconych o żywe instrumentarium, nastąpiło prawdziwe zagęszczenie pod sceną. Widać, że we Wrocławiu Abradab ma swoich wiernych fanów, którzy przyszli do browaru głównie dla niego. To zresztą było charakterystyczne dla "Męskiego Grania". Co jakiś czas dało się słyszeć głosy, że ktoś przyszedł na Waglewskiego, a kto inny, na Kim Nowak. Każdy koncert potem mocno komentowano. W rozmowach zasłyszanych w piwnych ogródkach dało się wyczuć ton prawdziwych znawców. Na "Męskie Granie" tłumnie przybyli koneserzy muzycznych popisów poszczególnych wykonawców. Największe emocje wzbudził koncert Kolegów, czyli Wojciecha Waglewskiego i Macieja Maleńczuka. Charakterystyczny wokal Maleńczuka i genialna sekcja dęta doskonale sprawdziła się w poprzemysłowej atmosferze Browaru Mieszczańskiego. Po tym koncercie na scenie został Wojciech Waglewski, do którego dołączyli synowie Fisz i Emade. W tym składzie Waglewscy nagrali w 2008 roku płytę "Męska Muzyka", która stała się zaczątkiem projektu letnich koncertów skupiających indywidualności polskiej sceny muzycznej. Nie mogło na nich zbraknąć "przyszywanego" wrocławianina Leszka Możdżera. Jednak jego występ nieco ostudził atmosferę, a nagromadzone wcześniej emocje powoli opadały przy dźwiękach pianina. Dopiero następny skład, nowy projekt braci Waglewskich i Michała Sobolewskiego ? Kim Nowak z powrotem rozruszał publiczność i zaskoczył. W drugiej części ich koncertu muzyce towarzyszyły piękne animacje artysty Mariusza Wilczyńskiego. Po plastyczno-muzycznych doznaniach wszyscy czekali na Voo Voo. Zespół zgromadził fanów w różnym wieku, byli nawet tacy, którzy specjalnie na ten koncert przyjechali daleko spoza Wrocławia. Występy zakończył Michał Jacaszek i jego elektroakustyczne dźwięki. Tak w wielkim skrócie wyglądały koncerty na "Męskim Graniu". Kto był ma co wspominać, kto nie był niech żałuje. Jednak muzyka była tylko jednym z elementów tego wydarzenia. Równie ważnym punktem imprezy był sam browar, zmieniony nie do poznania. Wrocławianie przyzwyczajeni do małej sceny i braku dekoracji na Festiwalu Podwodny Wrocław mogli przeżyć szok wchodząc do odmienionego Browaru Mieszczańskiego. Prosta, bardzo graficzna dekoracja z biało-czarnego materiału, która zdobiła całą przestrzeń imprezy robiła naprawdę niesamowite wrażenie w połączeniu z surową cegłą browarnianych zabudowań i doskonale dobranym oświetleniem. Także scena po zmroku pokazała całe spektrum swoich świetlnych możliwości. Do tego duże telebimy, dobrze zaaranżowana przestrzeń miejsc siedzących i dyskretnie pilnujący porządku ochroniarze. Jednym słowem wielki plus za organizacje. Wrocław nie ma swoich wielkich festiwali muzycznych. Dzięki "Męskiemu Graniu" mieliśmy ich namiastkę. Ewa Pluta