Tłum ludzi przybył wczoraj do kościoła św. Jadwigi w Leśnicy, by pożegnać Kamila K., ucznia gimnazjum nr 22. Żegnano kolegę, członka rodziny, syna... W czwartek drugiego grudnia Kamil popełnił samobójstwo wieszając się we własnym ogrodzie. Zdarzenie to wywołało szok zarówno wśród rodziny jak i kolegów ze szkoły. Wszyscy byli wstrząśnięci, ale wiele osób domyślało się, co mogło pchnąć chłopaka do ostateczności. Kamil miał 15 lat. Niedawno zeznawał w sądzie przeciwko uczniom ze szkoły. Wtedy rozpętało się piekło, chłopak szybko tracił kolegów. - Wyzywali go od konfidentów i donosicieli. Gnębili, zaczepiali, opluwali... Stracił wielu znajomych, bo z konfidentem nikt nie chciał rozmawiać - opowiada Kamila, koleżanka chłopaka ze szkoły. Co się dzieje w gimnazjum 22? O kłopotach w gimnazjum nr 22 było głośno od kilku tygodni. Problemy z ujarzmieniem niesfornych uczniów spowodowały, że rodzice zaczęli przenosić swoje dzieci do innych szkół. Tak było w przypadku Natalii, która przed zmianą szkoły chodziła z Kamilem do klasy. - Z lekcji regularnie wyrzucani są uczniowie, ponieważ nie można nad nimi zapanować. Czasem z sali z płaczem wychodzili nauczyciele, którzy na lekcji byli wyzywani przez grupę uczniów - opowiada dziewczyna. Dziesięć dni temu, podczas wizyty w szkole, dziennikarzom udało się potwierdzić te doniesienia. Choć formalnie trwały zajęcia, hałas panujący na korytarzu był naprawdę duży. Dziennikarze byli też świadkami trzykrotnego wyrzucenia z sali uczniów. - Często dochodzi do szarpaniny, kłótni i bijatyk. I nieważne czy trwa przerwa, czy odbywa się lekcja. Zdarzało się, że uczniowie zapalali papierosa na korytarzu, gdy nie dostrzegali w pobliżu nauczyciela - opowiada jedna z uczennic. Dyrektor szkoły, z którym udało się porozmawiać dziennikarzom, bez ogródek przyznał, że współpraca z uczniami jest bardzo trudna. Podkreślał też, że wśród młodzieży rządzi "kodeks osiedlowy". Co to oznacza w praktyce? Nienawiść do policji, czy jakiegokolwiek autorytetu oraz lojalność wobec grupy. Okolice szkoły to pola, gdzie często po zajęciach uczniowie chodzą palić papierosy albo bójkami "wyrównywać rachunki". Problemem, zdaniem dyrektora, jest również częsty brak zainteresowania ze strony rodziców. Niejednokrotnie wezwania ze szkoły są niewystarczającą mobilizacją i dlatego trzeba posuwać się do interwencji ze strony sądów i kuratorów. Większość uczniów gimnazjum nie chce mówić o tej sytuacji, ale gołym okiem widać, że teoria przynależności do grupy, o której mówił dyrektor, potwierdza się. Gimnazja przemocy Zdaniem pani Anny, nauczycielki z gimnazjum nr 7 we Wrocławiu, problem z ułożeniem uczniów występuje w każdej szkole. - Z przykrością muszę powiedzieć, że z każdym rocznikiem jest coraz trudniej. Brak szacunku do osoby nauczyciela jest już czymś normalnym i nie są to pojedyncze przypadki, jak miało to miejsce kiedyś - wyjaśnia. - U nas w szkole na szczęście problem nie rozciąga się aż na taką skalę, natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że w niektórych szkołach jest naprawdę trudno - dodaje, - Zalążka problemu można szukać zarówno w sposobie wychowania stosowanym przez rodziców jak i w samym systemie szkolnictwa gimnazjalnego. Bo nauczyciele nie zmienili sposobu nauczania - podsumowuje nauczycielka. Pozostaje zatem szereg pytań bez odpowiedzi. Czy tragedii można było zapobiec? Choćby wzmożoną kontrolą pedagogiczną, kiedy zdawano sobie sprawę z tego, w jakim położeniu znalazł się Kamil? Jak daleko mogą posunąć się uczniowie? I najważniejsze: w jaki sposób sytuację uzdrowić? Dyrektor - po śmierci Kamila - odmawia jakichkolwiek oficjalnych informacji, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona przez prokuraturę. Ewa Bąk