Brak pracy, alkohol, czasami tylko kolejność jest odwrotna. Na to nakładają się choroby w rodzinie, konflikty w małżeństwie, z dziećmi i bywa, że przestaje się chcieć żyć, bo nie wiadomo, jak wybrnąć z "dziury". Może warto rozwiązywać problemy od innej strony, pozwolić, by ktoś wskazał nam drogę, na którą sami byśmy nie wpadli... O umówionej godzinie w Ośrodku Pomocy Społecznej czekają dwie kobiety i mężczyzna. Onieśmieleni, trochę zdenerwowani. Ja zresztą też. Myślę, że w neutralnym miejscu będzie nam łatwiej nawiązać szczerą rozmowę, więc proponuję spotkanie przy kawie w pobliskiej kawiarni. Ale w mig zapada decyzja, że zostajemy tutaj. Do dyspozycji mamy niewielki pokój, idealny na rozmowy o wszystkich problemach, które ma każdy z nas. Bez wyjątku. Trzy życiorysy, jeden problem - Ja akurat rozchodziłam się z mężczyzną, po czternastu latach związku, z którym mam troje dzieci. Przechodziłam załamanie nerwowe... - wspomina trzydziestoparoletnia Aneta Jabłońska. W życiu Przemysława Woźniaka było podobnie. Jego dziesięcioletni związek małżeński legł w gruzach; żona spakowała walizki, zabrała syna i wyprowadziła się do innego miasta. Zapytany o powód rozstania mówi krótko: alkohol. - Zostały mi tylko łóżko, meblościanka i długi... Nie mogłem się odnaleźć w tej sytuacji. Agnieszka Kupisz nie miała takich problemów; pozostaje w stałym związku, jest żoną i matką dwójki dzieci, mąż pracuje. Ma za to inne kłopoty. Jej dwudziestoparoletnia córka jest ciężko chora. - Ma tętniaka na sercu - wyjaśnia. - Miałam stałą pracę, ale wiadomo, jak mi dziecko zachorowało, to brałam zwolnienia, na moje miejsce w końcu ktoś inny przyszedł... Na to nałożyła się choroba i śmierć ukochanej teściowej. Problemy, które, jak się nawarstwią, to potrafią odebrać chęć do życia. Trójka moich rozmówców jest w wieku aktywności zawodowej, ale nikt nie ma stałej pracy, mimo że wyuczyli się w konkretnych zawodach: pani Aneta w Ziębicach ukończyła szkołę w zawodzie operator przemysłu owoców i warzyw, pani Agnieszka jest absolwentką dwuletniego studium pedagogicznego, a pan Przemek - zawodowy budowlaniec. I tak z braku stałego źródła utrzymania i nakładających się na ten problem innych niepowodzeń ich drogi skrzyżowały się w miejscowym Ośrodku Pomocy Społecznej. Wyżyny i niziny Uzdrowiskowe miasto jest małe - liczy niewiele ponad 5 tys. mieszkańców, ale znane. W XIX wieku na kurację przyjeżdżał młody Chopin, tutaj, od przeszło 60 lat, odbywa się prestiżowy Festiwal Chopinowski. Do Zieleńca, części miasteczka - narciarskiej stolicy Sudetów, co roku zjeżdżają gwiazdy i gwiazdki szklanego ekranu, organizowane są medialne imprezy. Zieleniec to także część finansowego imperium jednego z bohaterów najświeższej afery politycznej w kraju - hazardowej. Ale za tym blichtrem stoi proza życia. - Są osoby, które jako bezrobotne w urzędzie pracy zarejestrowane są od 1990 roku - mówi Elżbieta Buc, dyrektorka dusznickiego OPS-u. To zdanie mówi więcej niż mogłoby się wydawać, bo tam, gdzie jest długotrwałe bezrobocie, tam pojawia się bieda, a za nią najczęściej idzie wykluczenie społeczne jednostek. W Dusznikach Zdroju drugi rok realizowany jest projekt systemowy, współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego (Program Operacyjny Kapitał Ludzki, priorytet VII, Działanie 7.1 Rozwój i upowszechnianie aktywnej integracji, poddziałanie 7.1.1 Rozwój i upowszechnianie aktywnej integracji przez ośrodki pomocy społecznej). Dla adresatów jest to po prostu: "Głowa do góry" - taki tytuł tym działaniom nadał OPS. "Wszystko zaczęło się inaczej układać" Pomijam całą nomenklaturę charakterystyczną dla każdego unijnego projektu, która, w gruncie rzeczy, i tak niewiele mówi przeciętnemu obywatelowi, nie wchodzę też w jego wystudiowane założenia. Wiem, że wszystkiego, co najważniejsze, dowiem się od moich rozmówców - beneficjentów projektu. Na czym on polega? - Na pomocy ludziom - otrzymuję szybką i szczerą odpowiedź od p. Anety, która brała udział w zeszłorocznej edycji. - Miałam załamanie nerwowe i ten program mnie i moim koleżankom, bo w grupie byłyśmy same kobiety, bardzo pomógł. Miałyśmy spotkania z psychologiem, z pedagogiem, bardzo potrzebne zajęcia, na których uczyliśmy się wyładowywania agresji, jak się wyciszyć. Nauczyłyśmy się pisać o swoich przeżyciach. - Co myślałem o tym programie, kiedy zaproponowano mi udział w nim? - waży pytanie p. Przemysław. - Od razu podszedłem do niego z nadzieją, że mi pomoże zwalczyć strach przed życiem w niepewności, bo to w zasadzie było życie z dnia na dzień. Pierwszy kurs psychospołeczny, potem rozmowy w grupie... Wszystko zaczęło się inaczej układać, rzeczywiście inaczej spojrzałem na życie. - Ja zawsze byłam taka nerwowa, bo brakowało tych pieniędzy, pracy nie miałam, tylko trochę dorywczo pracowałam - mówi p. Agnieszka. - I pewnego dnia pani dyrektor mówi: "Niech pani spróbuje, na pewno się pani spodoba". I naprawdę wiele się nauczyłam. Uśmiech podnosi na duchu, praca tym bardziej "Może kawy lub herbaty się Państwo napiją?" - słyszeli przed każdym spotkaniem. Zawsze spotykali się z uśmiechem, serdecznością. Kiedy o tym wspominają, uświadamiają sobie, że kiedy nawet najbliższa rodzina nie wierzy, że człowiek może się zmienić na lepsze, te drobne gesty podnoszą na duchu. - Ja najpierw myślałam: "Po co mi to, do czego". Ale, wie pani, jak człowiek wychodził stąd, to chciało się żyć. Czuliśmy, że nie jesteśmy sami - dzieli się p. Agnieszka. - Podnosiło to nasze morale - wtrąca p. Przemek. - Zawsze wychodziliśmy weseli - dodaje p. Aneta. Ale osobę bezrobotną, która rzeczywiście chce pracować, nic bardziej nie dowartościowuje jak zatrudnienie, nawet na krótko. Z pomocą przyszły prace społecznie użyteczne. - Ja pracuję teraz w liceum, sprzątam po dwie godziny dziennie, czasami dłużej jak trzeba - mówi z uśmiechem p. Agnieszka. - Ja tutaj, w opiece sprzątałam, tylko umowa mi wygasła, ale te pół roku pracy było, nie musiałam martwić się o pieniądze, tylko podnieść głowę do góry - tak jak w tym programie - mówi p. Aneta. Dla p. Przemysława program otworzył inną szansę - nabycia uprawnień do kierowania samochodem. - Zrobiłem kurs, aby dostać pracę jako kierowca, jeśli zdam egzamin. Jest to bardzo duża pomoc - przyznaje z zadowoleniem. - Planowałem to już znacznie wcześniej, miałem kiedyś nawet odłożone pieniądze, ale - niestety - wtedy alkohol rządził, a nie człowiek. Ale nie tyko to marzenie spełnił p. Przemysław. Zainwestuj w siebie Projekt przewiduje zasiłki celowe na poprawę własnego wizerunku, podniesienie samooceny. - W zeszłym roku było to dwa razy po 250 zł, w tym roku w sumie około 500 zł, bo środków mamy trochę mniej - mówi dyrektorka E. Buc. Mniej, ale wystarczająco, aby korzystające z niego osoby mogły zrobić coś dla siebie. - Ja zafundowałem sobie wycieczkę do Włoch. Cztery dni nad Morzem Śródziemnym... Decyzję podjąłem spontanicznie, dosłownie z dnia na dzień... - Ja z kolei miałam bardzo zniszczone zęby i dzięki temu "kapitałowi" mogłam sobie pozwolić na dentystę, mogę się wreszcie uśmiechać, swobodnie rozmawiać. Niektóre koleżanki kupiły sobie ciuchy, na które wcześniej nie mogły sobie pozwolić. To też nas podbudowywało... - A ja trochę na leczenie córki, bo wiadomo, że jest ciężko, ale mogłam też odwiedzić swoich rodziców w Suwałkach - pierwszy raz od bardzo dawna. "Mamo, ty nawet nie krzyczysz" Zanim przyszli na pierwsze spotkanie, przez myśl im nie przeszło, że problem bezrobocia można zacząć rozwiązywać inaczej, nie tylko przez znalezienie dobrze płatnej pracy. - Jest to otwieranie nam oczu, mimo że ten świat jest "krzywy", bo nie ukrywajmy - pracy nie ma, ale jest wsparcie - zgodzili się wszyscy. - Wie pani, ja czuję, że jestem "kimś", że jeszcze mogę coś zrobić w życiu - mówi p. Agnieszka. - Zobaczyłam, że jestem komuś potrzebna... Poczucie własnej wartości dało jej m.in. to, że na swoje życie spojrzała przez problemy innych, m.in. upośledzonych pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej w Szczytnej, gdzie - jak mówi - miała "praktykę". - Praca tam do łatwych nie należy, ale zobaczyłam, jak ci ludzie są wdzięczni za okazane serce; jak się ich nakarmi, to zawsze podziękują, chociaż oczami, jak nie mogą inaczej. - Mi nawet sąsiedzi mówią, że nie jestem tym samym człowiekiem - mówi z radością p. Aneta. - Wcześniej nie patrzyłam, jak chodzę ubrana, jakie mam włosy. Mając 34 lata byłam wrakiem człowieka. A teraz... Moje dzieci mówią: "Mamuś, jaka ty jesteś piękna". "Mamo, ty nawet nie krzyczysz". Teraz jest normalny, cichy dom. Nie kryje, że jest dumna z tej przemiany. Pan Przemysław od prawie dwóch lat nie pije alkoholu i wie, że nigdy do niego nie wróci. - Tutaj nauczyliśmy się, że sami siebie powinniśmy dowartościowywać, stawiać sobie poprzeczkę i ją pokonać - mówi. Przyznaje, iż sam mógł otworzyć oczy na wiele spraw innym osobom, dzięki temu, czego tutaj się dowiedział. Ale najlepsze potwierdzenie zmiany na lepsze widzi w swoim 11-letnim synu. - Inaczej ze mną rozmawia. Przytula się do mnie, przez telefon dopytuje się: "Tatuś, kiedy przyjedziesz". Kiedyś tego nie było. Rodzina wyciąga do mnie rękę, zapraszają na obiad... Dla kogo ten program? W Dusznikach Zdroju projekt realizowany jest od zeszłego roku i będzie kontynuowany do 2013 roku, bo - po pierwsze - tak stanowi umowa, po drugie - jest potrzebny. - W zeszłym roku były same panie, samotne matki mające problemy z dziećmi, kobiety, które w większości potrzebowały porady pedagoga, psychologa. Miały kontakt z doradcą zawodowym, który określił ich predyspozycje - mówi E. Buc. - Efekt piękny: 6 osób z tej grupy poszło do pracy, zaczęły nawiązywać dobre relacje ze szkołą, panie zaczęły chodzić na wywiadówki, interesować się dziećmi. W tym roku projekt zaadresowany został do osób korzystających z opieki społecznej i niepracujących - niekoniecznie zarejestrowanych jako bezrobotne. Korzysta z niego 7 osób, w tym jeden mężczyzna. Szczerość Agnieszki, Anety, Przemysława przerosła moje oczekiwania, jakie dziennikarz zawsze ma w stosunku do swoich rozmówców. Będąc pod ich wrażeniem, tego, co mówili, o spotkaniu z nimi opowiedziałam swojej przyjaciółce. Wysłuchała mnie w milczeniu, zamyśliła się i po chwili namysłu spuentowała: "Wiesz, taki program potrzebny byłby wielu ludziom, którzy nie są bezrobotni, nie żyją w biedzie, nie żyją na marginesie życia społecznego. Niby normalnie, ale...". MAŁGORATA MATUSZ Foto: M. MATUSZ