Sprawa wyszła na jaw, kiedy rodzinę z Jawora odwiedziła pracownica pomocy społecznej. To ona nakłoniła matkę dziecka do wizyty u lekarza. Ten, widząc skrajne wycieńczenie niemowlęcia, wezwał pogotowie ratunkowe. - Jego stan zdrowia był tak zły, że trzeba było podjąć czynności ratujące jego życie - mówi Liliana Łukasiewicz z prokuratury w Legnicy. Zdarzenie miało miejsce dwa tygodnie temu. Prokuratura w Legnicy zleciła badania biegłemu, który miał ocenić stan zdrowia 11-miesięcznego chłopca. Z jego opinii wynika, że dziecko było skrajnie niedożywione i odwodnione. - U chłopca stwierdzono cechy wstrząsu hipowolemicznego, czyli ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu. Ponadto stwierdzono bardzo znaczne opóźnienie psychoruchowe - odpowiadające poziomowi 3-4 miesięcznego dziecka. W ocenie biegłego świadczy to o długotrwałym i poważnym zaniedbaniu w zakresie realizacji podstawowych potrzeb dziecka. Powstanie takiego stanu zdrowia nie mogło być spowodowane kilkudniową biegunką i wymiotami nawet przy nieprzyjmowaniu w tym czasie pokarmów i płynów. Musiało ono wynikać z co najmniej wielotygodniowych zaniedbań opiekunów - czytamy w opinii. Niemowlę nie wróciło już do domu. Tego samego dnia sąd zdecydował o odebraniu rodzicom dwójki pozostałych dzieci. Maluchy trafiły do Domu Małego Dziecka w Jaworze. Wczoraj dołączył do nich 11-miesięczny chłopiec. Podczas pobytu w szpitalu przytył pół kilograma, czyli tyle samo, ile wcześniej przez całe życie. Rodzicom grozi kara więzienia Śledczy postawili rodzicom zarzut znęcania się nad dziećmi, którego skutkiem jest "powstanie choroby realnie zagrażającej życiu pokrzywdzonego". Grozi za to kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności. - Znęcali się fizycznie nad swoim kilkumiesięcznym synem Pawłem, nie podając mu właściwej ilości i jakości pokarmu, czym doprowadzili chłopca do stanu skrajnego odwodnienia i niedożywienia, skutkującego wstrząsem organizmu oraz stanem toksykemii, co spowodowało wystąpienie u małoletniego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i zagroziło jego życiu - dodaje prokurator Łukasiewicz. Na razie rodzice nie usłyszeli formalnie zarzutu. 27-letnia matka od dnia odebrania jej dzieci pozostaje w szpitalu psychiatrycznym. 34-letni ojciec nie zgłasza się na wezwania i nie przebywa w miejscu zamieszkania.