Pałucki Fundusz Poręczeń Kredytowych działał dzięki kapitałowi powiatu żnińskiego i wszystkich gmin wchodzących w skład powiatu. Powstał w 2004 roku jako instytucja mająca poręczać kredyty udzielane osobom chcącym prowadzić działalność gospodarczą. W rzeczywistości fundusz udzielił tylko kilku poręczeń. Jego działalność była znikoma. Latem ubiegłego roku zrodziła się idea wskrzeszenia funduszu. Głównym bodźcem stała się możliwość dokapitalizowania instytucji. Urząd Marszałkowski w Toruniu ogłosił konkurs dający możliwość dofinansowania działalności funduszy poręczeniowych i pożyczkowych. Udziałowcy podjęli decyzję o zatrudnieniu z dniem 1 września ub.r. na stanowisku dyrektora PFPK Macieja Wysockiego, by zajął się przygotowaniem projektu do Urzędu Marszałkowskiego o dokapitalizowanie funduszu. Dostał również pomieszczenie w starostwie na ostatnim piętrze. I przystąpił do opracowania wniosku o przyznanie pieniędzy z Urzędu Marszałkowskiego. Wniosek uzyskał akceptację pracowników Urzędu Marszałkowskiego. Fundusz miał być dokapitalizowany kwotą 2.000.000 zł, czyli 10 razy większą niż jego dotychczasowy udział. Wkład własny powiatu i gmin wynosił 200.000 zł. Z planowanych zamierzeń nic nie wyszło i fundusz nie poręczy żadnego kredytu. Wicestarosta Beata Gaik-Mazurek wyjaśnia, że Stowarzyszenie Rozwoju Powiatu Żnińskiego, które prowadziło fundusz, nie widzi możliwości jego dalszego funkcjonowania. Zarząd stowarzyszenia podał się do dymisji, a kolejne próby wyłonienia nowego zarządu zakończyły się fiaskiem. Prezesem stowarzyszenia była Monika Andruszkiewicz, a członkami zarządu Łukasz Milejczak i Olga Berdysz. - Ten zarząd złożył rezygnację. Trzykrotnie odbyło się walne zgromadzenie i za każdym razem nie udało się wyłonić nowych władz. Nie było chętnych, którzy by pociągnęli temat dalej. Dla poprzedniego zarządu było to za duże obciążenie. Za duża odpowiedzialność na młodych ludzi by spadła i zrezygnowali z tego - opowiada wicestarosta. Udział gmin i powiatu w kwocie 200.000 zł z powrotem trafi do ich kas w wysokości, jaką każdy samorząd wnosił do funduszu. Natomiast 2 miliony złotych, które po pomyślnym przebrnięciu wniosku przez sito przepisów, miały trafić na konto PFPK, zasilą fundusz gdzie indziej. Na kwotę, która nie trafi na teren powiatu żnińskiego, Urząd Marszałkowski ogłosi nowy konkurs. Beata Gaik-Mazurek przyznaje, że żałuje, iż funduszu nie udało się reaktywować. - Idea była słuszna. Szkoda, że tak się stało. Przez kilka lat podpisano tylko kilka poręczeń. Podjęto próbę. Udało się pozyskać środki. Okazało się, że stowarzyszenie i fundusz nie były przygotowane na to, by takimi środkami dysponować. Musimy więc to zlikwidować, bo utrzymywanie fikcji nie przysparza niczego dobrego - dodaje wicestarosta. Nikt związany z Pałuckim Funduszem Poręczeń Kredytowych nie był przygotowany na to, jaką bierze na siebie odpowiedzialność po dokapitalizowaniu funduszu kwotą 2 mln zł. - Nagle powstał problem, którego nikt nie chciał się podjąć - przyznaje Beata Gaik-Mazurek. Członkowie zarządu stowarzyszenia prowadzącego fundusz stwierdzili, że 2 mln zł to dla nich zbyt duże obciążenie. Dlaczego? - Mieli obawy, bo w grę wchodziła kwestia zabezpieczenia środków i notarialne poddanie się egzekucji bankowej. Wniosek o przyznanie 2 mln zł został złożony przez stowarzyszenie, bo nikt inny nie mógł go złożyć, gdyż stowarzyszenie prowadziło fundusz. Tę umowę musiał również podpisać zarząd stowarzyszenia z zabezpieczeniem notarialnego poddania się egzekucji bankowej. Nawet, gdyby w dobrej wierze coś wyszło nie tak, to odpowiedzialność spoczywała na zarządzie stowarzyszenia - tłumaczy wicestarosta. Maciej Wysocki, były już dyrektor funduszu, który miał koordynować jego działalność, podaje też dodatkowe trudności, których nie udało się przezwyciężyć. Dotyczyły one lokalu, w którym miała być prowadzona działalność funduszu i osobowych kosztów prowadzenia działalności. - Ze względu na to, że jest to działalność podobna do działalności bankowej, w tej części, gdzie banki zajmują się udzielaniem kredytów, wymagała zbierania od klientów dokumentacji takiej samej, jak na potrzeby kredytu do banku. Stąd też miały być to pomieszczenia, które posiadają odpowiednie zabezpieczenia oraz obsługę do wykonania oceny zdolności kredytowej klientów, to znaczy analityków kredytowych, którzy by w profesjonalny sposób dokonywali oceny wniosków o poręczenia - wyjaśnia Maciej Wysocki. Zdaniem byłego dyrektora funduszu, projekt wymagał co najmniej dwóch analityków. Przyznaje, że biorąc pod uwagę wymogi lokalowe i kadrowe, działalność funduszu wymagała sporego dofinansowania w pierwszym roku działalności. Projekt przewidywał częściowe dofinansowanie tych kosztów. Resztę musieliby dołożyć udziałowcy, czyli powiat i gminy. Maciej Wysocki zwraca uwagę, że ze względu na trudny rok budżetowy, udziałowcy funduszu uznali, iż ciężko będzie wygospodarować pieniądze na dodatkową jednostkę. W Bydgoszczy od 7 lat działa podobna placówka - Bydgoski Fundusz Poręczeń Kredytowych. Do tej pory udzielił 955 poręczeń na kwotę blisko 65 mln zł. Fundusz działa jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Udziałowcem jest Miasto Bydgoszcz oraz Bank Gospodarstwa Krajowego. Jarosław Szatkowski, prezes Bydgoskiego Funduszu Poręczeń Kredytowych wyjaśnia, że spółkę reprezentuje zarząd i w jej imieniu podejmuje decyzję o poręczeniach. Za podejmowane decyzje bierze również pełną odpowiedzialność. I się ich nie boi. Arkadiusz Majszak