W stosunku do brukselskiego pierwowzoru, wyraźnie rozbudowany został wątek dotyczący Polski. Dużym atutem wystawy, podkreślanym przez wszystkich recenzentów, była nowoczesna forma i multimedialne wsparcie, czyniące z pozoru trudny temat nie tylko łatwym, ale też atrakcyjnym w odbiorze. Wystawę odwiedziło 85 tysięcy widzów! To więcej niż odwiedza (w tym samym czasie) zamki w Malborku, Warszawie czy słynną Panoramę Racławicką, która jest przecież najpopularniejszą atrakcją turystyczną Wrocławia. To także więcej niż odwiedziło inną wielką historyczną polską wystawę - "Polaków portret własny". - Nie przypominam sobie, by ktoś przed nami zrobił wystawę pokazującą powojenną historię Polski. Główny nacisk położyliśmy na lata 1944-56 oraz 1975-89, czyli represje stalinowskie i czas budowania opozycji demokratycznej. Pokazujemy przejście Polski od komunizmu do demokracji, a potem jej wejście do Wspólnoty Europejskiej - mówi prof. Krzysztof Pomian, który współtworzył wystawę. Przypomnijmy, na zwiedzających czekały multimedialne ściany, infomaty opowiadające niezwykłe historie zwykłych ludzi, wnętrza domów po obu stronach żelaznej kurtyny, a także makiety rakiet balistycznych. Potężne wrażenie robił pokój przesłuchań - dowodził, że w krzywdzeniu ludzi Europejczycy ze Wschodu i Zachodu kontynentu byli niestety tak samo okrutni. Na zmysły odwiedzających działał również dźwięk, który dyskretnie potęgował odbiór prezentowanych treści. Goście wystawy mogli też zmierzyć się z wyzwaniami najnowszej historii Europy, współtworząc na przykład unijny budżet. Wystawa to nie tylko podróż po historii, ale także całe spektrum imprez i wydarzeń towarzyszących - jednym z nich była internetowa gra edukacyjna. W grę "Europa - to nasza historia" zagrało ponad 15 tysięcy osób. Można było wygrać między innymi laptopy oraz sto innych nagród. W związku z wystawą powstały również zeszyty edukacyjne - materiał, z którego będą korzystać szkoły. Europejczycy czując potencjał tego przedsięwzięcia, chcą ściągnąć wystawę do swoich krajów. To nie powinno nikogo dziwić. Wrocławianie wiedzą już, że warto.