W odróżnieniu od sobotniego, niedzielny mecz nie był tak jednostronny, choć to gospodynie nadawały ton rywalizacji. Tylko tuż po początkowym kwadransie zawodniczki Zagłębia trzykrotnie wygrywały różnicą jednej bramki (7:6, 8:7 i 9:8), ale w 25. minucie było 14:10 dla SPR. Po zmianie stron drużyna z Dolnego Śląska zaczęła odrabiać straty i w 41. minucie doprowadziła do remisu 22:22. Wówczas najskuteczniejsza w tym dniu na parkiecie Kristina Repelewska zdobyła trzy bramki pod rząd. Później przy stanie 26:23 dwukrotnie trafiała z dystansu Izabela Puchacz i na dziewięć minut przed końcową syreną miały pięciobramkową przewagę. Na dwie minuty przed końcem - znów po golu Izabeli Puchacz - wygrywały 31:24 i wiadomo już było, że o tegorocznym mistrzostwie Polski decydować będzie ostatni piąty mecz. Dla wielokrotnych reprezentantek kraju Moniki Marzec, Izabeli Puchacz i Sabiny Włodek był to ostatni przed własną publicznością występ w spotkaniu ligowym. Te zasłużone dla polskiego szczypiorniaka zawodniczki zdecydowały o zakończeniu sportowych karier. Zejście z areny z tytułem mistrza Polski byłoby dla nich najlepszym, jak same uważają, ukoronowaniem życiowego etapu, który jest na finiszu. - W piątek, choć gramy na wyjeździe, wszystko jest jeszcze możliwe. Pod względem czysto sportowym obydwa nasze zespoły mają równe szanse na złoto. Z Moniką i Sabiną gramy już długo i czas ustąpić pola młodszym koleżankom. Kiedyś to musiało nastąpić i cieszę się, że tak udały nam się te dwa mecze, by kibice zapamiętali nas z najlepszej strony - stwierdziła Izabela Puchacz. Zagłębie przyjeżdżało do Lublina w roli zdecydowanego faworyta, ale dwukrotnie schodziło z parkietu pokonane. Pełniąca funkcję szkoleniowca Bożena Karkut uważa, że w piątek jej ekipa będzie się cieszyć z sukcesu.