To nie Podhale, i takie stado nieczęsto się spotyka, choć był okres, że rodowici górale przyjeżdżali do nas na wypasy. Jeszcze rzadziej spotkać można pilnującą go pasterkę. Beata Macura ze Srebrnej Góry od dwóch lat w ten sposób pomaga swojemu bratu ze Żdanowa. - Ile ich jest - około 180 sztuk - odpowiada kobieta, rzucając okiem na swoje "podopieczne". Przyznaje, że nie jest to praca skomplikowana, ale bez pomocy dwóch asystujących jej psów rasy colli nie dałaby sobie rady. - Owca, jak widzi psa, nie odejdzie, gdzie nie trzeba - przyznaje p. Beata. - Inaczej już byłaby w pszenicy u sąsiada. A przecież uwiązać jej nie da rady. Stada z oka nie spuszcza, ale są momenty, że zwierzęta spokojnie gryzą źdźbła, psy są czujne, cóż wówczas robić: - Czytam książki, gazety, papierosa palę... - przyznaje Beata Macura. mm Foto: B. Bieńkowski Kiedyś panowało przekonanie, że na owczarstwie bardzo dobrze się wychodzi finansowo