W upalny dzień, przed południem przebywający na swoim podwórku 10-letni chłopiec chciał korzystać z niewielkiego basenu. Sam zabrał się za podłączenie filtru do niego. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, iż prawdopodobnie doszło do zwarcia instalacji elektrycznej i porażenia prądem. Ruszowice to niewielka wioska, licząca niespełna 150 mieszkańców. W takim małym środowisku wszystkie wieści szybko się rozchodzą, te smutne również. W tym przypadku nie wszyscy sąsiedzi chcieli o tym mówić. - To wielka tragedia - ucinali tylko krótko, nie kryjąc poruszenia. Inni bardziej się otwierali: - Pani, od wczoraj nikt o niczym nie mówi, tylko o tym. Tragedia straszna - mówi ze współczuciem zagadnięta przeze mnie kobieta. - Matka była akurat w pracy, jak się dowiedziała, to tak strasznie płakała, że nie można było jej uspokoić. Ja nie wiem, jak ona sobie z tym poradzi. Wychowywała je sama, to dziecko było dla niej wszystkim. - Pogotowie było przez pół godziny, reanimowali chłopca, ale niestety... - mówi jeden z mieszkańców wioski. - Do końca nikt nie wie, jak to było. Albo ta pompa była wadliwa... Mówili, że jak dziadek go znalazł, to leżał daleko od basenu. Policja pod nadzorem prokuratury prowadzi postępowanie w sprawie tragedii w Ruszowicach. Stąd nie możemy w tej chwili podać dokładnych okoliczności wypadku. Wiemy natomiast jedno, na co uwagę zwracają mieszkańcy wioski - doszło do niego w rodzinie normalnej, jak wiele innych. Dlatego piszemy o nim poniekąd ku przestrodze i pytamy: Co robić, by ustrzec dzieci od takich i podobnych nieszczęść? mm