Jak powiedziała Monika Kowalska, rzeczniczka prasowa KGHM Polska Miedź S.A., obecnie trudno powiedzieć, ilu pracowników wzięło udział w strajku. - Wiemy, że huty pracowały non stop, bez żadnych postojów. Jedynie związkowcy informowali o strajku i rozdawali ulotki przy wejściu. Jak wyglądała sytuacja w innych zakładach spółki, w tej chwili nie potrafię powiedzieć. Podliczamy straty - mówiła Kowalska. Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego Ryszard Zbrzyzny także nie wiedział rano, ilu pracowników przystąpiło do strajku. - Wiem, że wielu pracowników, górników, którzy o 6.00 kończyli zmianę i mogli wrócić do domu, przyłączyło się do strajku - mówił Zbrzyzny. Wcześniej przewodniczący wyjaśnił, że wszystkie związki działające w KGHM zdecydowały się na dwugodzinny strajk ostrzegawczy od godz. 6.00 do 8.00. Dodał, że jeżeli rząd nie wycofa się z planów prywatyzacji, dotyczących miedziowego koncernu, dojdzie do strajku generalnego. - Związki nie zgadzają się na jakąkolwiek sprzedaż, nawet 10 proc. akcji. Uważamy, że sprzedaż choćby takiego pakietu może być realnym zagrożeniem dla polskiej miedzi, która może zostać przejęta przez pewnych akcjonariuszy - mówił w poniedziałek Zbrzyzny. - Zabawy rządu w prywatyzację są groźne dla KHGHM i nie ma zgody na takie działania - dodał. Tylko gdzieniegdzie można było zaobserwować flagi związkowe na zakładach należących do KGHM Polska Miedź S.A. czy informacje dla pracowników o strajku ostrzegawczym. Natomiast przez radiostację co jakiś czas podawany był komunikat, że strajk jest nielegalny. Większość idących do pracy pracowników wiedziała o strajku oraz powodach jego rozpoczęcia we wtorek. Tylko nieliczni, którzy we wtorek przyszli do pracy po urlopie, nie mieli pojęcia o proteście. Związki wystosowały we wtorek do prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego apel "o podjęcie mediacji z rządem o zaprzestanie sprzedaży KGHM Polska Miedź SA". Jeszcze w poniedziałek, po informacji o planowanym w KGHM strajku, szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak zaapelował do rządu o podjęcie rozmowy ze związkowcami. Podkreślił jednocześnie, że KGHM ma strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki. - Nie może tutaj dochodzić do "dzikiej prywatyzacji". Trzeba rozmawiać z ludźmi, trzeba wyjaśniać sprawy, trzeba szukać rozwiązań, które są w interesie naszej gospodarki. Jesteśmy w kontakcie ze związkowcami, prezydent jest na bieżąco informowany. Obserwujemy sytuację. Mamy nadzieję, że dojdzie do rozmów rządu ze związkowcami. Prosimy o to, aby rząd zechciał podjąć te rozmowy, wyjaśnić sytuację, żeby nic nie odbywało się na "łapu-capu" - powiedział Stasiak. We wtorek rząd ma się zająć projektem uchwały w sprawie aktualizacji "Planu prywatyzacji na lata 2008-2011. Zaktualizowany program prywatyzacji, przygotowany przez ministra skarbu Aleksandra Grada, zakłada przychody z prywatyzacji w wysokości 36,7 mld zł do końca 2010 r. Lista kluczowych projektów obejmuje m.in. sektor energetyki i chemii oraz sprzedaż części udziałów Skarbu Państwa w spółkach giełdowych, w tym od 10 do 41 proc. akcji KGHM oraz części akcji Lotos. Te dwie pozycje wywołały poruszenie wśród polityków i pracowników miedziowej spółki. Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni powiedział w sobotę, że rząd zamierza utrzymać pakiet kontrolny w KGHM i sprzedać nie więcej niż 10 proc. akcji spółki. Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział rekomendowanie rządowi wyłączenia KGHM z szybkiej prywatyzacji. Według szefa rządu, prywatyzacja spółki nie jest opłacalna z punktu widzenia interesu państwa, bo dywidenda z zysku KGHM w ciągu pięciu-sześciu lat dałaby państwu takie same korzyści, co sprzedaż udziałów Skarbu Państwa.