Państwo Barbara i Zbigniew Niezgodowie są skromnie żyjącymi emerytami. Mieszkają we wsi Paździorno, w województwie dolnośląskim. Poznali się ponad 40 lat temu, pracując w nieistniejącym już państwowym gospodarstwie rolnym. 20 sierpnia tego roku w ich mieszkaniu pojawiły się przedstawicielki firmy proponując intratną współpracę. Kredyt na 11 tysięcy złotych - Jednego dnia zawitały do nas dwie panie. Nie wiem, skąd nas znały, że akurat tu trafiły. No i tak gadamy i gadamy. Zaproponowały, że będę "żywą reklamą" i mogę sobie dorobić. Co miesiąc będę dostawała 1000 zł, jeżeli 10 osób na listę zbiorę, do których one będą dzwonić - opowiada Barbara Niezgoda. - Pytały, ile żona ma dochodu. Gdy usłyszały, że 800 zł emerytury, to ta pani wyciągnęła 1000 zł: "To sobie, pani Basiu, dorobisz, jak będzie pani miała na liście 10 osób reklamujących te produkty, to co miesiąc będziemy przyjeżdżać. Pani będzie miała 1000 zł" - mówi "Interwencji" Zbigniew Niezgoda. - No i zgodziłam się. Wypisała umowę i kazała podpisać. Nie wspomniała, że to jest kredyt - dodaje w rozmowie z "Interwencją" Barbara Niezgoda. Kobieta podpisała umowę i dostała 1000 złotych w gotówce. Potem przedstawicielki firmy przyniosły materac rehabilitacyjny, odświeżacz powietrza i sokownik. Po kilku dniach pani Barbara dokładnie przeczytała umowę. Ku jej przerażeniu okazało się, że podpisała kredyt na ponad 11 tysięcy złotych. - Po 10 dniach chcieliśmy odstąpić od umowy telefonicznie, bo nie będziemy jechać 300 km. I z nimi nie szło się dogadać, po prostu - utrzymuje Zbigniew Niezgoda. - Zaczęłam dzwonić do nich, do biura i nic. Teraz niedawno wysłałam im pisemne wypowiedzenie umowy, bo wcześniej nie wiedziałam, że trzeba. Wysłałam i nic - mówi Barbara Niezgoda. "Sprawy by nie było" Kobieta w obecności "Interwencji" zadzwoniła do firmy. Pracownica przekazała, że odstąpienie od umowy nie wpłynęło w terminie i nie może jej pomóc. Tłumaczenie pani Barbary o telefonicznych próbach dodzwonienia się do firmy, by odstąpić od umowy w terminie, pozostał bez komentarza. - Jeżeli we wskazanym terminie pani Niezgoda przysłałaby odstąpienie, przysłałaby produkt, sprawy by nie było. Niestety my będziemy dochodzili swoich praw i będziemy żądali zapłaty za nasz produkt. To jest proste chyba - usłyszeli reporterzy "Interwencji" od napotkanego przed siedzibą firmy pracownika, który nie zgodził się na oficjalną wypowiedź. WIDEO: reportaż "Interwencji" We wrześniu tego roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na firmę 275 tysięcy zł kary za nieuczciwe praktyki. Ale pani Barbara i tak musi spłacić kredyt. Bank domaga się już pierwszej raty w wysokości prawie 240 zł miesięcznie. - Na leki wydajemy 300 zł co najmniej. To, co mamy płacić, to na leki pójdzie. To przeciwbólowe, to nieraz głowa boli, to biodra mnie bolą. Mam naczyniaka na wątrobie i przepuklinę pępkową. Jestem po prostu chory - przyznaje Zbigniew Niezgoda. Pani Barbara największy żal ma do siebie.- Dałam się oszukać, a oglądam "Interwencję" codziennie prawie. Ale była ta pani Agnieszka wiarygodna, że tak mnie omotała, że człowiek się skusił i teraz mam za swoje - mówi "Interwencji".