- To nie były jakieś tam zwykłe, wygłodzone kundle, ale dwa zadbane, rasowe psy - powiedział Marian Golsztajn ojciec poszkodowanego siedemnastolatka. - Mój syn się przed nimi obronił, ale w końcu coś się stanie i ktoś zostanie kaleką. Nie możną tej sprawy pozostawić bez echa. Najgorsze jest to, że nikt nie chce się przyznać, kto jest za nie odpowiedzialny. Nie tylko syn Mariana Golsztajna został zaatakowany. Również właściciel Rancza w Dobrej - Robert Piotrowski miał z nimi nieprzyjemne spotkanie. Ludzie się boją - Te psy kręcą się tutaj od dłuższego czasu, dwa lata już je tu widuję. Na początku nie zwracałem na nie uwagi, mieszkam w lesie i jestem przyzwyczajony do widoku zwierząt - powiedział Robert Piotrowski. - Wiosną psy stały się agresywne. Raz, gdy wysiadłem z samochodu po prostu zaczęły biec w moim kierunku. Najpierw tylko leżały obserwując moje ruchy. Uciekłem szybko do samochodu i ruszyłem w ich stronę. Wcale się mnie nie bały. - Nie wiem do kogo należą ale podejrzewam, że żywią się zwierzyną leśną. Jeden z nich - ma jasną, kremową sierść. Jest wielkości owczarka niemieckiego, drugi jest ciemniejszy myślę, że to pitbul. Przede wszystkim boję się o swoje zwierzęta i dzieci, które często u mnie bywają. Ja sam nie jestem w stanie na tak dużym terenie zapewnić im bezpieczeństwa. W opinii lekarskiej, jaką wystawiła osiemnastego sierpnia Krystyna Jośko - specjalista medycyny ratunkowej czytamy, że na skutek ugryzień przez psy Mateusz Golsztajn doznał następujących ran: " (...) otwarte rany palców, otwarta rana dolnej części grzbietu i miednicy, rana kąsana okolicy lędźwiowej, jedna rana głębsza 3mm". Syn Mariana Golsztajna miał wiele szczęścia w nieszczęściu. Gdyby nie jego znajomość sztuk walki, zapewne skończyłoby się to dla niego utratą przytomności. Właściciela trudno ustalić - Syn opowiadał, że szedł ścieżką tuż za tablicą "Dobra", w okolicy budynków parterowych od strony lasu - powiedział Marian Golsztajn. - Już wcześniej widział te psy ale się ich nie obawiał, leżały tylko obserwując go. Kiedy zaczął biec ruszyły w jego kierunku. Jeden z nich skoczył mu na plecy. Niestety, do tej pory zarówno policji jak i innym organom nie udało się ustalić skąd się wzięły i do kogo należą groźne zwierzęta. - Ustaliliśmy, że właściciel tych psów najprawdopodobniej mieszka w Dobrej, niedaleko leśnictwa. Jednak i co do tego faktu, pewności nie ma, ponieważ żaden z mieszkańców wsi nie chce wypowiadać się na ten temat. Tą sprawą przede wszystkim powinien zająć się urząd gminy i wyłapać bezpańskie, groźne psy. Zwierzęta należy poddać czternastodniowej obserwacji - powiedział lekarz weterynarii Piotr Klasa. - W tym momencie trudno jest ustalić czy psy, które pogryzły Mateusza Golsztajna były szczepione. Gdyby udało się je złapać można by było ustalić czy zostały one zaczipowane i wtedy być może odnalazłby się właściciel. Tymczasem Andrzej Chudzik, leśniczy z leśnictwa w Dobrej zaprzecza, aby kiedykolwiek widział na terenie leśniczówki dwa groźne psy. - Owszem, słyszałem o nich, ale tu ich na pewno nie ma. Sprawą zajmuje się również policja powiatowa, ale ja na ten temat nic nie wiem - poinformował Andrzej Chudzik. Problemu nikt nie zgłaszał Urząd gminy również zaprzecza aby problem bezpańskich psów był im zgłaszany. - Słyszymy o tym zdarzeniu po raz pierwszy - poinformował nas wójt gminy Bolesławiec Kazimierz Gawron. - Psy stają się bezpańskie wtedy, gdy nie mają właściciela, a w tej sprawie nie wiadomo właściwie czy tak jest. Najczęściej pies staje się bezdomny, gdy jego właściciel go porzuci. Teoretycznie zatem można by stwierdzić, że psy bezpańskie nie istnieją. Funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Bolesławcu prowadzą śledztwo w celu ustalenia właściciela bądź właścicieli groźnych zwierząt. Osobom odpowiedzialnym za czworonogi grozi grzywna. - W tym przypadku posiadacze tych psów popełnili wykroczenie z art. 77 Kodeksu Karnego, będą pociągnięci do odpowiedzialności za "niezachowanie zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia". Tu koło się zamyka. Są poszkodowani, ale nie ma właściciela psów. Mieszkańcy wsi również nabrali wody w usta, nie chcąc się w tej sprawie wypowiadać. Dopóki nie zostanie ustalone, do kogo należą psy - ich właściciele pozostaną bezkarni. Do tej sprawy na pewno powrócimy. Justyna Wrzochul