Feralny lot miał być prezentem, który Filip R. sprawił 13 czerwca zeszłego roku dla swojego ojca i pochodzącego z Libanu kolegi. Loty paralotnią były zorganizowane przez klub sportów ekstremalnych w Borowej koło Oleśnicy. Jak pierwszy lot odbył ojciec Filipa R. Przelot przebiegł bez żadnych zakłóceń, mężczyzna nagrał całość za pomocą kamery. Po chwili miejsce w paralotni zajął kolejny pasażer. Jak relacjonują świadkowie, coś było nie w porządku od samego początku lotu.Najpierw paralotnia ponownie wylądowała, bo Libańczyk źle usiadł. Później ciągle pozostawał w pozycji wyprostowanej - pisze "Gazeta Wrocławska". Po okołu dwóch minutach mężczyzna zaczął krzyczeć. Okazało się, że jego uprząż nie jest zapięta. Pasażer spadł na ziemię. Jego życia nie udało się uratować.Prokuratura postawiła zarzuty pilotowi i organizatorowi lotów. Pilotujący paralotnię mężczyzna powinien sprawdzić, czy uprząż pasażera jest prawidłowo zapięta. Nie zrobił tego. Pilot przyznał się do postawionego mu zarzutu. Drugi z oskarżonych nie przyznaje się. Jak twierdzi, nie pełnił funkcji organizatora lotów.