W nocy z soboty na niedzielę, około godziny dziewiątej w bloku przy ulicy Zaporoskiej wybuchł pożar. Do akcji gaśniczej wyjechało kilka zastępów straży pożarnej. Najpierw zaczęły się palić dwie komórki w piwnicy przy Zaporoskiej 58, później te zlokalizowane pod numerem 62. Klatka schodowa wypełniła się gryzącym i gęstym dymem. - Nic nie było widać - mówi pan mieszkający na parterze. Sytuacja wyglądała dramatycznie, gdyż na klatce schodowej nie ma żadnych otwieranych okien. Dym zaczął się wydostawać z budynku dopiero w momencie gdy strażacy wybili osiem okien znajdujących się na szczycie klatki schodowej. W czasie pożaru bloku część mieszkańców już spała. - Dowiedziałam się co się działo dopiero w momencie, gdy strażak zaczął pukać do mieszkań. Gdy otworzyłam drzwi, dym wraz z sadzą buchnął do środka - opowiada mieszkanka budynku. O mniejszym szczęściu może mówić mężczyzna, który pobiegł sprawdzić czy pali się jego piwnica. Na wysokości pierwszego piętra potknął się i upadając rozbił sobie głowę. - Widzi pan - tu jest jeszcze trochę krwi, a tu odciśnięta ręka. Później sąsiad stracił przytomność. Na szczęście strażacy i ratownicy szybko go znaleźli - mówi jeden z mieszkańców. Jak się później dowiedziano mężczyzna trafił do szpitala. To nie przypadek Po ugaszeniu boksów pod numerem 58 strażacy nie mięli chwili na odpoczynek. Pożar wybuchł w przeciwległym końcu korytarza łączącego piwnice przy Zaporoskiej 58, 60 i 62. Wszystko wskazuje, na to, że nie było to zaprószenie ognia, a umyślne podpalenie. Mieszkańcy twierdzą, że w rejonie Zaporoskiej grasuje podpalacz. Zwłaszcza, że w niedzielę około dziewiątej w nocy sytuacja się powtórzyła. Paliły się piwnice w budynkach znajdujących się po drugiej stronie ulicy pod numerami 73 i 75. To samo było w poniedziałek. Około godziny dziewiątej znowu wybuchł pożar przy Zaporoskiej 60 (w tym samym bloku co w sobotę!). Część mieszkańców ewakuowała się sama. - Około piętnastu osób wyprowadzili nasi ratownicy. Dwie kobiety trafiły pod opiekę pogotowia. Jedną z nich zabrano do szpitala - relacjonuje Remigiusz Adamańczyk, rzecznik prasowy straży pożarnej. Lokatorzy bloków przy Zaporoskiej twierdzą, że za pożary odpowiadają młodociani chuligani.- To podpalają chyba jacyś gówniarze. Pewnie chcieli zobaczyć strażaków w akcji albo robią to z nudów. Kto wie może nawet stali wśród gapiów - denerwuje się starsza pani. Z tą wersją wydarzeń zgadzają się inni lokatorzy budynków, w których paliły się piwnice. - Widzę czasem jak wałęsają się po klatce schodowej i wchodzą na dach budynku. W końcu jak pan wyjaśni, że ktoś ulepił tam wielką kulę ze śniegu - mówi nam jeden z lokatorów. - To musi być ktoś kto ma klucze do budynku. Zarówno do piwnicy jak i drzwi wejściowych - dodaje. Co na to policja? Policjanci potwierdzają, że doszło do pożarów przy Zaporoskiej zarówno w sobotę jak i niedzielę. - Prowadzimy czynności operacyjne w tej sprawie. Ze wstępnych ustaleń wynika, iż było to podpalenie. Jeśli ta wersja zdarzeń się potwierdzi będziemy prowadzić działania w celu zidentyfikowania sprawców - mówi mł. asp. Kamil Rynkiewicz, z zespołu prasowego KWP we Wrocławiu. Na razie nie wiadomo czy mieszkańców bloków przy Zaporoskiej czekają kolejne pożary piwnic. Jedno jest pewne: trzy dni pod rząd paliły się boksy w piwnicach. Wszystkie budynki stoją przy ulicy Zaporoskiej, a pożar wybucha zwykle około godziny dziewiątej w nocy. Czy w tym rejonie grasuje podpalacz? Wydaje się, że odpowiedź jest jednoznaczna. Bartłomiej Sarna