Ciąg dalszy zamieszania wokół Anny Zalewskiej i jej funkcji w radzie społecznej szpitala w Lądku Zdroju. Głos zabrało Ministerstwo Obrony Narodowej, które wydało komunikat podpisany przez dyrekcję placówki. Czytamy w nim, że europosłanka PiS została wyznaczona do Rady Społecznej Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Lądku Zdroju. Taką decyzję podjął ówczesny wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz. Anna Zalewska miała zostać telefonicznie poinformowana o pierwszym posiedzeniu gremium. "Posiedzenie odbyło się 31.03.2021 r. w systemie online. Pani Poseł Zalewska w nim nie uczestniczyła" - podano. Polityczka miała zostać poinformowana telefonicznie o następnym posiedzeniu. "Przed samą Radą Pani Poseł poinformowała mnie, że nie będzie uczestniczyć w Radzie ze względu na dużą ilość obowiązków w Parlamencie Europejskim" - czytamy. Zamieszanie w sprawie szpitala. Anna Zalewska komentuje Dyrekcja zapewniła, że nalegano, aby Anna Zalewska złożyła rezygnację ze stanowiska na ręce szefa MON. Jednak - jak przekazano - "kontakt się urwał". W oświadczeniu wskazano, że przedstawicielka PiS nie pobierała żadnego wynagrodzenia z tytułu bycia członkiem Rady. Komunikat był odpowiedzią na wpis Anny Zalewskiej w mediach społecznościowych. Przekonywała w nim, że "nie była członkiem Rady Społecznej szpitala w Lądku Zdroju". Wskazywała, że nikt się z nią nie kontaktował, "nie otrzymywała żadnych informacji i zaproszeń". "Zajmijcie się poważną pracą, a nie mistyfikacją rzeczywistości! Za Wasz bałagan nie odpowiadam!" - zakończyła europosłanka. MON kontra europosłanka. Chodzi o posadę w szpitalu O sprawie informowaliśmy w piątek w Interii. Wiceszef MON przekazał informację o odwołaniu Anny Zalewskiej z rady społecznej jednego ze szpitali. Cezary Tomczyk wskazywał, że polityczka nie wywiązywała się ze swoich obowiązków. - Rzeczywiście zaproponowano mi kiedyś tę radę, ja powiedziałam: "nie" - mówiła Zalewska w rozmowie z naszym portalem. Europosłanka wcześniej udostępniła liczne posty, w których uznała, że Platforma Obywatelska wymierzyła w nią atak. Wcześniej zresztą na koncie PO ukazał się wpis o odwołaniu Zalewskiej, został jednak usunięty. Stwierdziła też, że to nie ona straciła funkcję, tylko inna kobieta o takim samym imieniu i nazwisku. Argumentowała, że w Polsce jest kilkaset kobiet o jej imieniu i nazwisku. "Sama znam kilka. Platformo, jeśli następnym razem będziecie chcieli kogoś zwolnić z pracy/zhejtować/wyrzucić ze szkoły lub uczelni za podejrzenie bycia członkiem PiS, dokładniej weryfikujcie dane" - napisała. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!