Najpierw słychać było odgłos, jaki występuje przy szorowaniu, tyle że dużo głośniejszy. Później już tylko huk. Redakcyjny kolega zdążył jedynie krzyknąć "O k..." i już trzymał w rękach słuchawkę telefonu - dzwonił na policję i po pogotowie. Wszystko trwało może 5 sekund... Trzy doszczętnie zniszczone samochody osobowe, dwa lekko poobijane, zmasakrowany bus, znacznie uszkodzony autobus i rozwalony ciągnik z naczepą. Trzy osoby w szpitalu. Droga zamknięta na kilka godzin. No i szok, jaki przeżyła grupa młodzieży jadąca na wycieczkę z Głogowa do Stronia Śl. Na szczęście tylko taki jest bilans piątkowego (28.09.) wypadku. Mogło być dużo gorzej, to cud - jak mówią ludzie - że nikt nie zginął. Jak doszło do zdarzenia? Nie ma jeszcze oficjalnej ekspertyzy, ale z tego, co wiadomo, przyczyna jest taka sama, jak przy wcześniejszych wypadkach - nie wytrzymały hamulce w ciągniku. - Kierowca autobusu wcisnął się na skrzyżowaniu przede mnie - mówi kierowca tira, świadek zdarzenia. - Gdyby nie to, ja bym przyjął na siebie całą siłę uderzenia. Raczej nie mógłbym wykonać takiego manewru, jak kierowca autobusu. Myślę, że mogłaby się wtedy przewrócić naczepa. I właśnie, gdyby nie kierowca autobusu, najprawdopodobniej doszłoby do tragedii. - Tir jechał czołowo na nas. Na szczęście kierowca w porę zobaczył, co się święci i odbił na chodnik i pobocze. Dostaliśmy w bok - mówi przewodnik wycieczki. - Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby nie jego szybka reakcja. Można powiedzieć, że uratował dzieciom życie. Dwoje z poszkodowanych doznało jedynie drobnych potłuczeń i po oględzinach w szpitalu mogli wrócić do domu, trzecia osoba ma poważniejsze obrażenia. Niewiadomo, jak długo będzie wracać do zdrowia. Sprawca wypadku - 57-letni Słowak - został zatrzymany do wyjaśnienia. - W całym kraju w firmach spedycyjnych wiadomo, że tutaj jest tak niebezpiecznie - dodaje kierowca tira. - Tylko co poradzić, jak nie ma innej drogi. (dj)