Liczba pasażerów wożonych na liniach miejskich i podmiejskich sięga 2 milionów rocznie. Prezes MZK woli dmuchać na zimne i nakazał szoferom dmuchać w alkomat. Na wyrywki, przed pracą, dla bezpieczeństwa. Kierowcy są badani zanim wsiądą za kierownice. Dyspozytor decyduje kogo należy badaniu poddać. Najczęściej dmucha trzech, czterech kierowców, dobieranych wedle uznania dyspozytora. Wszystkie odczyty trafiają do protokołu. - Od ponad półtora roku nie zdarzyło się, aby któryś z moich kierowców przyszedł do pracy pod wpływem alkoholu - mówi Andrzej Jagiera, prezes MZK. - Zdarzały się wskazania 0,1 promila, ale to nie przekracza dopuszczalnej normy. A i w takich przypadkach, aby nie mieć żadnych wątpliwości, potwierdzamy badania na policji. Co ciekawe, kierowcy chętnie i bez awantur poddają się badaniom. Nie wspominają o szykanach, mobbingu, czy zakładowym terroryzmie. - Ludzie szybko zrozumieli, że to dla naszego dobra i dla bezpieczeństwa ludzi, których wozimy - mówi Michał Wieczorek, przewodniczący zakładowej "Solidarności". - Nie słyszałem, aby ktoś odmawiał, czy protestował. W naszym zakładzie każdy może się liczyć z tym, że zostanie poddany badaniu na alkomacie. Pan prezes, mechanicy i pracownice z biura również. Pijany człowiek w pracy, nawet jeśli jest urzędnikiem, może być groźny dla siebie i otoczenia. Wyrywkowe badania alkomatem wprowadzono w MZK po incydencie, który wydarzył się półtora roku temu. Pasażerowie powiadomili policję, że czerwonym autobusem jeździ po mieście kompletnie pijany kierowca. Szofer natychmiast stracił pracę. - Apeluję do pasażerów, aby byli czujni - mówi Andrzej Jagiera. - Jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości odnośnie stanu kierowcy, niech do nas dzwonią, albo od razu na policję. Przyznam, że takich obywatelskich interwencji jest coraz więcej. I bardzo dobrze. Na szczęście badania "podejrzanych" kierowców zawsze wskazywały zero promila. Ilona Parejko