Emilia dzielnie znosi chorobę, a cierpi z powodu nowotworu, który zaatakował biodro. - Bardzo jest dzielna - mówi Stanisław Kowalik, ojciec Emilii. - Cierpliwa jest, chociaż bardzo cierpi po chemioterapii. - Nie mam innego wyjścia, muszę to wszystko wytrzymać - uśmiecha się Emilka. - Chcę wrócić do normalnego życia i to jak najszybciej. Emilka spędza w szpitalu od 22 do 25 dni miesięcznie. I tak od października ubiegłego roku. Być może, że jeszcze przez rok. - Złośliwy guz, który ma moja córka to mięśniak, który okala aortę biodrową i wrasta w kość biodrową - mówi Stanisław Kowalik. - Wiemy już, że Emilkę czeka tak zwana megachemia, czyli cykl chemioterapii dużo bardziej agresywny niż dotąd stosowane przez lekarzy, bo bardziej wyniszcza organizm, niszczy wątrobę, nerki i inne narządy wewnętrzne. - Powiedziano mi, że leczenie potrwa półtora roku - mówi Emilika. - Później będzie wiadomo, czy nowotwór zginął. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę normalnie żyć. Nie sądziłam, że zatęsknię za szkołą, klasówkami, rannym wstawianiem, a tak właśnie jest. Największym marzeniem dziewczyny jest powrót do normalności. - Bardzo chciałaby mieć laptopa, aby móc się kontaktować z przyjaciółkami kiedy leży w szpitalu - mówi ojciec. - Bardzo przydałby się do nauki, ale nas na taki wydatek nie stać. Rodzina Kowalików do bogatych nie należy. Czworo dzieci na utrzymaniu, a pracuje tylko pani domu. Stanisław pracował za granicą, wrócił kiedy okazało się, że Emilia jest chora. - Od tamtej pory żyliśmy z oszczędności, ale i to się skończyło - mówi Stanisław. - Żona zarabia 800 złotych miesięcznie. Dostajemy zasiłek opiekuńczy 150 złotych i rodzinne. Z ośrodka pomocy społecznej dostałem 700 złotych na marzec. Dalej nie wiem co będzie. A tak chciałoby się dziecku kupić coś lepszego do zjedzenia, spełnić jakieś jej marzenie, nawet zachciankę, bo choremu dziecku trudno odmówić, ale nie mam za co. Stanisław Kowalik mówi o wstydzie. O tym, jak krępował się prosić ludzi o pomoc. - Bardo było mi wstyd, że sam nie mogę zarobić i kupić - mówi mężczyzna. - Gdyby sołtys nie przyprowadził do nas pracowników z opieki, to pewnie też bym ze wstydu sam nie poprosił o zasiłek. Uczniowie i nauczyciele z gimnazjum w Nowogrodźcu, do którego chodzi Emilia, zorganizowali zbiórkę pieniędzy i koncert charytatywny. Uskładano około 15 tysięcy złotych. - Bardzo jestem wdzięczna moim przyjaciołom za to - mówi Emilka. - Nawet się nie spodziewałam, że jestem dla nich tak ważna. Rzecz w tym, że pieniądze z charytatywnej zbiórki przelano na konto fundacji pomagającej dzieciom chorym na nowotwory. Kowalikowie dostają zaledwie kilkadziesiąt złotych miesięcznie zwrotu za leki i za przejazd do kliniki we Wrocławiu, ale tylko w jedną stronę. - Bardzo by się te pieniądze przydały - mówi ojciec. - Bo na jakieś odżywki, witaminy, czy nawet na lepszą żywność dla córki nie mamy i z tego konta nie możemy wziąć ani złotówki. Za to w Zebrzydowej, gdzie mieszkają Kowalikowie, pojawiły się plotki. - Są ludzie, którzy zarzucają mi, że się wzbogaciłem - mówi Stanisław. - Twierdzą, że dostałem mnóstwo pieniędzy od ludzi dobrej woli i teraz nie wiem co z nimi robić. Skoro ktoś mi nie wierzy ile jest tych pieniędzy i ile wypłacono nam z konta, niech zapyta w szkole, gdzie robiono zbiórkę. Trudno uwierzyć, że są tacy "życzliwi", którzy mają odwagę zarzucać rodzicom, że chcą dorobić się na chorobie własnego dziecka. Możesz pomóc Każdy może pomóc Emilce. Podajemy numer konta, na które wpłacać można pieniądze na leczenie chorej dziewczyny. Jej rodzice i ona sama będą wdzięczni za okazane serce - Bank Zachodni WBK oddział Bolesławiec - 50 10 90 1939 0000 0001 0850 5538 - a w rubryce "wpłata tytułem" należy wpisać - Emilia Kowalik. Ilona Parejko