Wojciech Rułka wyszedł rano 29 maja 2006 roku na przystanek autobusowy w Świdwinie (woj. zachodniopomorskie). Był ubrany w odzież cywilną. W mundur przebierał się dopiero w jednostce. Tam jednak nie dotarł. Po paru godzinach zawiadomiono policję i rozpoczęto poszukiwania. Z nieoficjalnych informacji dziennikarzy otowrocław.com. wynika, że 45-latek przez kilka miesięcy włóczył się po Polsce. Ostatecznie w ciężkim stanie trafił do wrocławskiego szpitala kolejowego, gdzie po pewnym czasie zmarł. Ciało przewieziono na sekcję do Instytutu Patomorfologii AM przy ulicy Marcinkowskiego. - Przeprowadzono sekcję naukowo-lekarską. Po niej ciało trafiło do chłodni. Naszym obowiązkiem jest przetrzymywanie zwłok do chwili ich odebrania przez szpital - tłumaczy prof. Jerzy Rabczyński, kierownik Katedry Patomorfologii AM we Wrocławiu. Zdaniem szefa katedry, to szpital powinien zawiadomić rodzinę. - Placówka miała kompletne dokumenty, kartę choroby i w jej gestii leżało wydanie karty zgonu oraz powiadomienie rodziny - dodaje profesor. Obecnie szpital kolejowy jest likwidowany. Nie wiadomo, gdzie podziała się dokumentacja z tzw. "ruchu chorych". Sprawę wyjaśnia wojskowa prokuratura. Wojciech Rułka zmarł z przyczyn naturalnych. Jacek Bomersbach