Dał temu wyraz na swojej stronie internetowej wywołując szok i politowanie nie tylko u aktorów teatru, ale i znawców kultury i sztuki zgromadzonych na spotkaniach. Twórczość Mrożka ma to do siebie, że można ją przypasować do każdej niemalże sytuacji politycznej. Tak też zrobili młodzi ludzie z Teatru "Brama", przedstawiając własną interpretację obecnej sytuacji politycznej ustami Mrożka. Jednak to się nie spodobało burmistrzowi. Oburzony napisał na swoim internetowym blogu, iż sztuka była żenującą zabawą, a scenografię stanowiła szargana i rzucona na podłogę flaga w barwach narodowych Polski oraz godło państwowe z czasów PRL wśród mnóstwa innych demolowanych przy wrzasku przedmiotów z jednej strony, oraz tabliczka z napisem: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza - Komitet Gminny, z drugiej. Aktorów określił jako wykrzykujących bełkotliwie frazy tekstu Mrożka i rzucających "mięsem" młokosów. Pan burmistrz stwierdził, iż być może był to jakiś rodzaj manifestacji poglądów tych, którzy tej interpretacji dokonali, były to jednak toporne aluzje do sfery sacrum. K. Kotowicz szczerze żałował, że oglądał spektakl, dodawszy, iż z kulturą czy sztuką gra miała tyle wspólnego, ile słonie z jazdą figurową na lodzie. Ów tekst szybko trafił w ręce twórców spektaklu, wydrukowany zawisł na drzwiach srebrnogórskiego ośrodka kultury, tak, by każdy mógł go dokładnie przeczytać. I każdy to czynił. Daniel Jacewicz, reżyser i współautor sztuki słowa wypowiedziane przez burmistrza określił jako paszkwil. - Graliśmy ten spektakl na wielu festiwalach teatrów alternatywnych, około 100 razy, i wielokrotnie był nagradzany, oglądany przez znawców teatru i ceniony - mówi. - Jesteśmy młodymi ludźmi poszukującymi swojej prawdy, obserwujemy to, co dzieje się w kraju, na scenie politycznej, na pewne rzeczy się nie zgadzamy. To mocny nasz głos, wyraz emocji, które możemy wyrazić w sztuce. Nie obraziliśmy wartości narodowych, a gdyby pan burmistrz dokładnie oglądał spektakl, zrozumiałby sens. To nasz świadomy komentarz tego, co się dzieje w polityce. Aktorzy szczerze się ubawili tymi słowami włodarza gminy. Jak mówią - użyją ich w kolejnych spektaklach, gdyż właśnie z takimi zachowaniami polityków chcą walczyć. Swoje oburzenie wyraziła także obecna na spektaklu prof. Anna Wyka, socjolog kultury Colegium Civitas z Warszawy. Jak stwierdziła - autor tekściku (ząbkowicki burmistrz) prawdopodobnie nie słyszał nigdy w życiu o Mrożku. - Być może myśli, że jest to dziwne zdrobnienie od słowa mróz, a może dziadek Mróz - mówi. - Sądząc z analizy tego tekstu, że nie miał on do czynienia nigdy z twórczością Mrożka, a po drugie nie odróżnia fikcji literackiej od rzeczywistości, co jest bardzo kompromitujące pod każdym względem: obywatelskim, z punktu widzenia odbioru sztuki, edukacyjnym, bo była tam też młodzież, która reagowała bardzo adekwatnie, czujnie i wrażliwie na to, co się działo na scenie. Pani profesor stwierdziła, iż burmistrza, wywodzącego się z Samoobrony ubodło zapewne to, iż jeden z aktorów nosił krawat w barwach jego partii. Dodała przy tym, iż rzadko można spotkać tekst tak skandaliczny pod względem treści, redakcji, tak niechlujny, z błędami ortograficznymi, rzeczowymi i interpunkcyjnymi, a także w pewnym sensie zaburzoną percepcją. - Uważam, że teatr nie powinien reagować na ten tekst, bo burmistrz nie jest godny tej polemiki - dodała mówiąc, iż po lekturze kilku artykułów gazet lokalnych specjalnie się nie zdziwiła reakcją ząbkowickiego włodarza. Chcąc nie chcąc burmistrz Kotowicz ośmieszył się w oczach uczestników spotkań teatralnych, teraz stanie się sławny w całym kraju, gdyż aktorzy zamierzają używać jego słów podczas grania spektaklu. Być może o to burmistrzowi chodziło. Mówi się przecież, że nieważne jak, niech piszą, byleby nazwiska nie przekręcali. (nina)