Wiąże się z tym bowiem znaczące ograniczenie finansowania pacjentów i personelu. Nie od dziś odnieść można wrażenie, że wybudowany ogromnym wysiłkiem i za wielkie pieniądze polanicki SCM nie jest kochany przez NFZ. Do tej pory ta instytucja, zamiast przyczyniać się do coraz lepszego wykorzystywania przez placówkę wyspecjalizowanej kadry medycznej, średniego personelu oraz sprzętu dla dobra tysięcy pacjentów, systematycznie ją dołuje ograniczając wielkość i skalę kontraktów. To jest przyczyną, że szpital powiększa straty, bo przegrywa w konkursach o pieniądze nawet z podobnymi do niego ośrodkami w Świdnicy czy Wałbrzychu. - Zerwana jest z nami umowa w zakresie hospitalizacji, jeśli idzie o choroby wewnętrzne, anestezjologię i intensywną terapię, również neonatologię, położnictwo i ginekologię w drugim poziomie referencyjnym, chirurgię naczyniową i ogólną - informuje dr Andrzej Mrowiec, zastępca dyrektora SCM. - Oznacza to, że musimy zawrzeć nową, mniej korzystną umowę z NFZ, bowiem drugi poziom referencyjności jest certyfikatem wysokiego poziomu usług medycznych, wycenionym do tej pory na 51 zł. Pierwszy poziom referencyjności, a tym zapewne to się skończy, oznacza kwotę znacznie niższą. Poza tym nie ma się prawa do wykonywania wszystkich procedur. W skali globalnej oznacza to mniejsze dochody dla naszego szpitala. NFZ co rusz oczekuje dostosowania pracy oddziałów SCM do jego standardów. Wymaga np., aby chirurgia naczyniowa oraz ogólna funkcjonowały oddzielnie, co wiąże się z potrzebą zwiększenia personelu. Jak to uczynić, gdy kwota przydzielonych funduszy nie wystarczy na jego płace. Nie zauważa się przy tym, że w momencie startu tego oddziału kontrakt opiewał na 500 tys. zł, zaś dziś jest czterokrotnie większy, bo taka była konieczność. Identycznie rzecz się ma względem neonatologii i położnictwa. To względy oszczędnościowe powodują, że funkcjonują spójnie, bo inaczej należałoby przyjąć od zaraz 18 pielęgniarek. - Znaleźliśmy się w dramatycznej sytuacji, bo nie mamy środków na kredytowanie leczenia pacjentów podkreśla dyrektor Krzysztof Wywrot. - Przez to m.in. rosną kolejki na oddziały typu chirurgia plastyczna czy chemioterapia. W pierwszym przypadku na przyjęcie należy czekać aż... 8 lat! Załoga SCM nie potrafi zrozumieć, na jakiej zasadzie dolnośląski NFZ dzieli pieniądze, skoro dla jednych jest ich więcej, mimo że wypracowują zyski (a tak jest w przypadku Wałbrzycha), zaś dla innych zdecydowanie mniej. I to w sytuacji, gdy przychodzi pora spłacania odsetek od zaciągniętych kredytów. - Od pięciu lat NFZ obiecywał nam, że nasz szpital będzie lepiej traktowany. Tymczasem dzieje się odwrotnie - irytuje się A. Mrowiec. - Bo to oznacza, że pogorszy się zakres i jakość usług, trzeba będzie zwolnić część załogi, która ostatnio liczyła na podwyżki swoich płac. Powstałą sytuacją są zaniepokojone władze samorządowe, m.in. burmistrz Polanicy Zdroju. Jego zdaniem - NFZ oddala SCM od pacjenta, któremu każe odbywać podróże po całym Dolnym Śląsku. Jest to działaniem na ich szkodę oraz nieporozumieniem. Skoro SCM okazuje się być bezpiecznym szpitalem, perłą medycyny, szpitalem bez bólu, jednostką certyfikowaną, to czegoż jeszcze mu potrzeba, aby instytucja finansująca jego działalność wreszcie zaczęła go dostrzegać. (bień)