Trwa przebudowa drogi krajowej nr 94 i remont poboczy. Wzdłuż Mazurowic staną wysokie, na kilka metrów ekrany dźwiękochłonne zabezpieczające przed hałasem. Zapomniano jednak zaprojektować wjazdy na kilka posesji. - Co z tego, że wybudują mi ekrany dźwiękochłonne, skoro nie będziemy mogli wjechać na podwórze. Przecież nie przelecę nad ekranem. Kierownik budowy zaproponował, aby wjazd poprowadzić przez ogród, ale taką możliwość wykluczam - mówi stanowczo Edward Masny, jeden z właścicieli posesji przy ul. Spółdzielczej. Aby dojechać do domu pan Edward musiałby najpierw przejechać chodnikiem kilkanaście metrów. Później sporo natrudziłby się skręcając na podwórze, bo przy starym wjeździe ma niedługo stanąć ekran. - Istnieje jeszcze możliwość poszerzenia wjazdu kosztem sąsiadów, odbierając im fragment ogródka, ale oni stanowczo odmawiają - dodaje Masny. Kolizyjny zjazd do restauracji W podobnej sytuacji są inni mieszkańcy i właściciel restauracji "Rozłogi". O "błędzie w projekcie" zawiadomili Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) we Wrocławiu, która jest głównym wykonawcą. - Nie mam pojęcia, dlaczego w ten sposób zaprojektowano drogę. Niedługo będę rozmawiał o tym z dyrektorem GDDKiA. Sytuacja jest napięta. Oprócz mieszkańców protestuje właściciel restauracji. Po remoncie, aby skręcić do "Rozłogi" kierowca będzie musiał zmienić pasy ruchu - przyznaje Czesław Dudziński, wójt Malczyc. GDDKiA zapowiedziała zbadanie sprawy. Dlatego w tym tygodniu odbędzie się spotkanie mieszkańców i władz gminy z projektantami i wykonawcą. - Nie mamy pojęcia dlaczego projektant nie uwzględnił dojazdów. Na spotkaniu będziemy próbowali rozwiązać problem. Inaczej wygląda sprawa restauracji, bo zarówno władze gminy jak i właściciel znali wcześniejsze plany budowy drogi. Mimo tego restaurację wybudowano - informuje Joanna Wąsiel, rzecznik wrocławskiego oddziału GDDKiA. Nocują skazani i alkoholicy Posesja Edwarda Masnego graniczy z walącą się ruiną. Skomplikowana sytuacja prawna nie pozwala na wyburzenie domu, który ma kilku właścicieli. - Budynek ledwo się trzyma i w każdej chwili może runąć. Przy okazji zniszczy ekran dźwiękochłonny, który wkrótce przy nim stanie. To wszystko jest warte śmiechu- rozkłada ręce Masny. W pomieszczeniach jest nielegalne składowisko śmieci i zużytych opon. Często zamieszkują w nim pijacy. Kilka dni temu znaleziono tam plecak i badania lekarskie mężczyzny, który opuścił zakład karny we Wrocławiu. Próbowano ustalić, czy mężczyzna żyje i czy nie figuruje w spisie zaginionych. - Potwierdzam, że to nasz osadzony, który wyszedł już na wolność. Obligatoryjnie robimy więźniom badania lekarskie. Nie mamy pojęcia, co teraz robi - tłumaczy Mariusz Kurowski, rzecznik zakładu karnego przy ul. Kleczkowskiej. Mężczyzna nie figuruje w spisie osób zaginionych. Jacek Bomersbach