Sala Wielka wrocławskiego ratusza była pełna po brzegi. Przyjaciele (wśród nich Tadeusz Różewicz i Adolf Juzwenko) i entuzjaści dorobku historyka zgromadzili się, żeby uczcić jego 70 - te urodziny. Norman Davies przyszedł na świat 8 czerwca 1939 roku, czyli, jak wielokrotnie podkreślano, w jednym z najbardziej dramatycznych okresów w historii Europy. Atmosfera benefisu była jednak daleka od dramatyzmu. Wszyscy, łącznie z jubilatem i prezydentem Rafałem Dutkiewiczem, odśpiewali walijską piosenkę dla dzieci. Śpiewali trzy razy, bo Norman Davies wciąż nie był do końca zadowolony z efektu. - Nieważne, czy po polsku, czy po walijsku. Byle z pasją - zachęcał. Po polsku było "sto lat" i wiele ciepłych życzeń. - Wznosząc toast powtórzę to, co przed chwilą szepnął mi Tadeusz Różewicz - mówił prezydent Wrocławia. - "To młody człowiek jest!". Pośród wielu prezentów, historyk otrzymał swoją karykaturę, autorstwa Tomasza Brody. Trzyma na niej harmonię, zbudowaną z wrocławskich kamieniczek. - Przecież Norman Davies to cudowne dziecko walijskiej muzyki ludowej - przypomnieli prowadzący benefis. Oryginalnym prezentem była też "atmosfera twórcza w aerozolu", przydatna w kryzysowych momentach kariery. Podczas środowych uroczystości, jubilata otrzymał też Dolnośląski Klucz Sukcesu. Nagrodę wręczył Sławomir Najnigier, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Promocji Dolnego Śląska. Norman Davies zyskał tym samym tytuł największej osobowości w promocji regionu. W swoim przemówieniu, autor monografii Wrocławia i setek innych publikacji historycznych, wielokrotnie podkreślał przywiązanie do stolicy Dolnego Śląska. - Ludzie często zadają pytanie, czy bardziej kocham Kraków czy Wrocław - mówił. - O Warszawę nawet nie pytają. 40 lat temu, kiedy jeździłem z Anglii do Polski, Wrocław był przystankiem na drodze do Krakowa. Teraz jest odwrotnie.