Wieszczek-Kordus ostatnie trzy tygodnie spędziła wraz z innymi członkami kadry narodowej na zgrupowaniu w amerykańskim Colorado Springs. Wystąpiła też w turnieju im. Dave'a Schulza. - Colorado Springs to wyjątkowo piękne miejsce - malownicze, górskie krajobrazy, liczba dni słonecznych większa niż na Hawajach. Ale pojechałam tam po raz trzeci w karierze nie po wrażenia turystyczne, a po mocną dawkę treningową, gdyż czeka mnie w tym roku kilka ważnych turniejów. Na czele z wrześniowymi mistrzostwami świata, które będą stanowić kwalifikacje olimpijskie. W każdej kategorii będzie do rozdania pięć przepustek na igrzyska - powiedziała Wieszczek-Kordus. - Z treningów moi opiekunowie i ja jesteśmy bardzo zadowoleni, bo zrealizowaliśmy wszystkie plany. Gorzej było w zawodach. Udział w turnieju rozpoczęłam od dwóch wygranych, ale w pojedynku o awans do finału uległam reprezentantce Mongolii. Przeważałam i poczułam się zbyt pewnie. Rywalka wykorzystała moje chwilowe zagapienie i przegrałam. Nie mogłam się otrząsnąć z porażki, właściwie +przeszłam+ obok następnej walki z zawodniczką z Białorusi - poinformowała. Po długiej analizie przyczyn słabszej postawy w zawodach Wieszczek-Kordus oceniła, że to brak koncentracji. - Po kilku dniach, gdy opadły emocje, wziął mnie na kilkugodzinną rozmowę fizjoterapeuta Przemysław Lutomski, który świetnie sprawdza się też jako psycholog. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że walczę za mało skoncentrowana. W czasie dłuższej rozłąki z domem, chociaż w Colorado Springs był ze mną mąż Arkadiusz, także zapaśnik, jestem ciągle myślami z Gabrysią, która za kilka dni skończy 14 miesięcy.Przez następnych kilka nocy prawie nie zmrużyłam oka, myśląc, co dalej? Teraz jestem bardziej świadoma, że muszę, nie zaniedbując oczywiście mojego "oczka w głowie", bardziej poświęcić się realizacji głównego sportowego celu, jakim jest medal w Londynie" - wyjaśniła. - Krótko mówiąc, muszę lepiej godzić życie sportowe z prywatnym - podkreśliła zapaśniczka. Pobyt w Colorado Springs to jednak nie tylko treningi i tęsknota za córeczką. - Było też sporo sympatycznych momentów. Byliśmy np. gośćmi Zygmunta Smalcerza, obecnie trenera kadry USA w podnoszeniu ciężarów. To wspaniały, uroczy rozmówca. Spotkaliśmy się też z Michaelem Phelpsem, pływakiem wszech czasów, 14-krotnym mistrzem olimpijskim. Ta wyjątkowa postać dodatkowo zmobilizowała mnie do pracy - powiedziała Wieszczek-Kordus. Powody do optymizmu przed trudnym sportowo rokiem wiążą się także ze sztabem ludzi, z którymi współpracuje. - W Grunwaldzie Poznań jestem w znakomitej ekipie, ze szkoleniowcami Piotrem Krajewskim i Przemkiem Lutomskim, pod troskliwa opieką lekarzy Macieja Nowaka i Filipa Adamcewicza. W kadrze ufam bez reszty trenerowi Janowi Godlewskiemu. W odpowiednim momencie musi być dobrze! Teraz przede mną zawody w Tourcoing we Francji i w Klippan w Szwecji. Pod koniec marca czekają mnie mistrzostwa Europy w Dortmundzie, ale najważniejszym tegorocznym sprawdzianem będą mistrzostwa świata w Stambule. Na tym turnieju chciałabym być w szczytowej formie - zaznaczyła. Andrzej Basiński