Wokół rodziny Andrzeja Wnuka, który od trzech lat jest dziekanem Wydziału Pedagogiki, Turystyki i Rekreacji w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Witelona w Legnicy, zrobiło się głośno, gdy pracę na uczelni rozpoczęła jego córka, świeżo upieczona magister Akademii Wychowania Fizycznego - dowiedziała się "Polska. Gazeta Wrocławska". Głosy o praktykowanym w szkole nepotyzmie pojawiły się szybko. Atmosferę podgrzewał jeszcze fakt, że pracownikiem uczelni jest także żona dziekana. Co prawda od lat 11, jednak naukowiec musiał sprawę wyjaśniać. Winy w postępowaniu dziekana nie dopatruje się także Mirosław Szczypiorski, rzecznik prasowy PWSZ. - Pani Krystyna Wnuk pracuje jako instruktorka, czyli zajmuje najniższe z możliwych stanowisk i nie jest w żaden sposób faworyzowana - zapewnia Szczypiorski. - A pani Asia, córka dziekana, pojawiła się na uczelni w sytuacji awaryjnej i została zatrudniona tylko na umowę-zlecenie - dodał rzecznik. Zgodnie z planem na kierunku turystyka i rekreacja miała się kształcić tylko jedna grupa studentów, jednak po rekrutacji okazało się, że chętnych jest znacznie więcej niż przypuszczano. Dlatego pojawiła się konieczność stworzenia z jednej bardzo licznej grupy, dwóch oddzielnych, co wiązało się z koniecznością zatrudnienia dodatkowej osoby do prowadzenia zajęć. Właśnie tutaj pojawił się problem. - Osoba, która już kiedyś ratowała uczelnię w podobnej sytuacji, odmówiła. Miała inne obowiązki, które nie pozwalały jej przyjąć zlecenia. A czas naglił - tłumaczył w rozmowie z gazetą Andrzej Wnuk. Na ofertę pracy odpowiedziała córka dziekana, a jej podanie zyskało akceptację władz uczelni i... dwa dni później poprowadziła pierwsze zajęcia. W środowisku uczelni szybko pojawiły się głosy o stosowanym nepotyzmie. Mimo zapewnień dziekana o odpowiednim przygotowaniu i wykwalifikowaniu pani Asi, presja otoczenia okazała się silniejsza. Rezygnacja córki została przyjęta w trybie natychmiastowym.