Sąsiad postawił płot i odciął starszą panią od świata. Kto jest temu winien? - Już od dwóch miesięcy nie mam drogi - skarży się Irena Kiełczyńska. - Jestem więźniem we własnym domu. Sąsiad powiedział, że płot zlikwiduje, jeśli mu zapłacę. A ja nie mam pieniędzy. Kobieta mieszka w starym domu. Całe jej podwórko to kilkanaście metrów kwadratowych. Wokół płoty. Jedyna droga, którą Kiełczyńska może wyjść ze swojej posesji prowadzi przed pole innej sąsiadki. - Sąsiadka zlitowała się nade mną i powiedziała, że mogę chodzić po jej ziemi, ale tylko do wiosny, bo wtedy ma zamiar zaorać pole i coś na nim posadzi. Wtedy to już chyba z głodu umrę, bo nawet do sklepu nie będę mogła dojść. Starsza pani ma problemy w chodzeniem nawet po prostej drodze. - Mam taki dziecinny wózek, to się na nim opieram i jadę przez te ugory - mówi kobieta. - Inaczej nie daję już rady. Winą za swoje kłopoty Irena Kiełczyńska obarcza najbliższego sąsiada, który na granicy swojej i jej posesji postawił płot. - Fakt, chodzili tędy, kiedy płotu nie było - mówi Zbigniew Dudek, sąsiad. - Ale chodzili po moim obejściu i miałem z tym wiele problemów. Synowie pani Ireny nadużywają alkoholu. Spraszają sobie podejrzanych gości. Zawsze coś mi ginęło z obejścia, albo jakiś pijak leżał na podwórku. Załatwiali się tu, wyrzucali butelki i puszki po piwie. Postawiłem płot na swoim gruncie. Boję się ich i chcę mieć spokój we własnym domu. Sąsiad przyznaje, że szkoda mu starszej pani, ale nie podaruje. - Mięli dobrą, krótką drogę od domu wprost do asfaltu, ale inny sąsiad też im zabronił tamtędy chodzić, bo się skłócili - mówi Zbigniew Dudek. - Co robić, to już tacy ludzie są. Gminni urzędnicy w tej sprawie pomóc nie mogą. - Tu chodzi o sąsiedzki konflikt, typowa sprawa cywilna - mówi Mirosław Haniszewski, wójt Warty Bolesławieckiej. - Posesje są prywatne, drogi przylegające do nich również. Gmina nie może wykupić gruntu od jednego właściciela, aby go oddać innemu właścicielowi. Starałem się pomóc rozwiązać ten konflikt, byłem u tych ludzi, rozmawiałem. Z tego co wiem, pan Dudek zaproponował pani Kiełczyńskiej sprzedaż części gruntu, aby miała drogę. Chciał to załatwić przez notariusza, ale starsza pani nie zgodziła się. Nie ma takiego prawa, które mogłoby przymusić sąsiada Dudka, aby pozwolił - jeśli tego nie chce - chodzić sąsiadom Kiełczyńskim po swojej posesji. Osąd pozostawiamy naszym Czytelnikom. Ilona Parejko