Pierwsze informacje o tym, że 27-letnia kobieta mieszkająca na co dzień w USA podejrzewa, że może być zaginioną w 1994 r. dziewczynką z Legnicy informowano już w maju - przypomina polsatnews.pl. Po tym, jak kobieta dowiedziała się, że została adoptowana, zaczęła szukać informacji o swoim pochodzeniu. Na "Missing International" - jednej ze stron poświęconych osobom zaginionym natrafiła na zdjęcie 1,5-rocznej Moniki i policyjny portret pokazujący, jak może wyglądać dziecko po latach. O sprawie zawiadomiono policję, która wznowiła śledztwo w sprawie zaginięcia dziecka sprzed 26 lat. O kobiecie z USA funkcjonariuszy powiadomił Interpol, zlecono przeprowadzenie testów DNA. Wyniki testów DNA "Za zgodą Mamy Moniki pragnę was poinformować o tym, że poznaliśmy wyniki badań DNA. Okazało się, że pomimo wielu przesłanek, kobieta nie jest zaginioną Monisią. Jest to ogromnie trudny czas dla rodziny Moniki, oni tak bardzo wierzyli w cud. W to, że dowiedzą się prawdy... Niestety, wynik badania DNA w 100 proc. wykluczył pokrewieństwo dwóch rodzin" - poinformowano w środę 9 września na fecabookowym profilu "Zaginieni Cała Polska". Dziecko zniknęło sprzed apteki W 1994 roku 1,5-roczna Monika zniknęła z wózka sprzed apteki w Legnicy, gdy dziadkowie kupowali tam leki. Jednym z tropów w śledztwie było założenie, że mogła zostać porwana przez ojca - Roberta B. W czasie, gdy rodzina szukała zaginionej, mężczyzna uciekł za granicę. Za domniemanym porywaczem wystawiono listy gończe. Ostatecznie ojciec dziewczynki został namierzony przez polskie służby w 1997 r., w Austrii. Po sprowadzeniu mężczyzny do Polski, prokuratura oskarżyła go o porwanie i sprzedaż własnej córki. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w 1998 roku. Do żadnej rozprawy jednak wówczas nie doszło. Jeszcze przed procesem Robertowi B. uchylono areszt tymczasowy. Kilka dni po wyjściu zza krat był już ponownie za granicą. W marcu 2008 roku, po dziesięciu latach, Robert B. nieoczekiwanie zwrócił się do sądu w Legnicy o list żelazny. Obiecywał, że da się osądzić, ale pod warunkiem, że po powrocie do kraju będzie odpowiadał z wolnej stopy. Roberta B. przesłuchano w prokuraturze kilkanaście razy. Podejrzany o porwanie kilka razy zmieniał swoją wersję. Ostatecznie sąd uznał go za winnego porwania i sprzedaży córki i skazał na 15 lat więzienia. Karę odbywa od 2013 r. ml/polsatnews.pl