Lekarze próbują ratować jego zmiażdżoną rękę. Chłopiec trafił do szpitala im. św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy - specjalizującego się m.in. w chirurgii naczyniowej i transplantacjach kończyn - we wtorek wieczorem. 17-latek jest w stanie ogólnym dobrym, ma jednak bardzo poważne obrażenia prawej ręki. Jak powiedział chirurg z trzebnickiego szpitala Adam Domanasiewicz, w środę rano pacjent poddany został zabiegowi, ponieważ z powodu poważnych obrażeń, mimo odtworzenia naczyń przez serbskich lekarzy, krążenie w ręce praktycznie ustało. Zdaniem chirurga, rokowanie w tej chwili jest bardzo trudne. "Może się zakończyć zarówno amputacją, której niestety nie możemy wykluczyć, ale może zakończyć się też sukcesem. Z pewnością potrzeba jeszcze wielu zabiegów, ponieważ zniszczeniu uległo wiele nerwów, będzie trzeba także m.in. odtworzyć ścięgna" - mówił Domanasiewicz. 17-latek jeszcze we wtorek został przewieziony do Wrocławia do komory hiperbarycznej na kilkukrotną tlenoterapię. Jak dodał Domanasiewicz, "najsłabszą stroną" całego przedsięwzięcia była jego koordynacja. - Praktycznie nie wiedzieliśmy, o której godzinie chłopiec do nas dotrze. Ponadto nie dostaliśmy równocześnie z jego przyjazdem pisemnej zgody rodziców na zabieg korekcyjny - mówił lekarz. Zdaniem Domanasiewicza można lepiej organizować wyjazdy pod względem ewentualnych przypadków losowych. "Wystarczy, żeby rodzice przed wyjazdem dzieci na jakiekolwiek obozy czy kolonie podpisywali stosowne dokumenty. Wtedy można dziecku niezwłocznie udzielić pomocy, nawet jeśli prawni opiekunowie są daleko" - dodał chirurg. Do wypadku autokaru z 66 polskimi turystami wracającymi z pobytu w Bułgarii doszło w piątek o godz. 6.30 rano w okolicach miejscowości Indija, 20 km od Belgradu. Zginęło sześć osób, w tym dwoje dzieci. Ciała zmarłych przywiezione zostaną do Polski samochodami w czwartek. Transport zwłok organizuje i opłaca ubezpieczyciel.