Kiedy niecałe 30 lat temu na stacjach metra i ulicach Budapesztu zaczęli pojawiać się pierwsi bezdomni, wielu Węgrów było zszokowanych tym efektem ubocznym transformacji. W międzyczasie, wszyscy się do tego przyzwyczaili. W mało którym innym wschodnioeuropejskim mieście jest tylu bezdomnych, zwłaszcza osób starszych, co w Budapeszcie. Władze, lewicowe czy prawicowe, zazwyczaj ich ignorowały. Premier Viktor Orban chce rozwiązać ten problem na swój sposób - zakazując bezdomności. W przeszłości podobne inicjatywy rządu albo samorządów blokowane były przez Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy, ostatnio w 2016 roku. Dlatego w czerwcu tego roku bezdomności zakazano poprzez zmianę w konstytucji, co uniemożliwiło skargę przed Trybunał. "Prowadzenie życia w miejscach publicznych jest zabronione" - taki zapis znalazł się w ustawie zasadniczej. W życie wchodzi właśnie ustawa wykonawcza do nowych zapisów konstytucyjnych, tym samym bezdomność staje się oficjalnie zakazana. Za "prowadzenie życia w miejscu publicznym" może uchodzić w myśl ustawy sytuacja, w której bezdomny siedzi bądź leży wraz ze swoim dobytkiem. Jeżeli nie zastosuje się do poleceń policji i nie uda do przytułku, może zostać zobowiązany do prac społecznych, a w przypadku stawiania oporu, może trafić do aresztu. Pozbawienie wolności można zastosować także w sytuacji, gdy bezdomny trzykrotnie w ciągu jednego miesiąca zignoruje policyjne polecenie opuszczenia jakiegoś miejsca. Wtedy grozi mu przyspieszony proces i więzienie. Policja może ponadto w każdej chwili konfiskować i niszczyć dobytek bezdomnych, w tym rzeczy osobiste, jak zdjęcia. "Bieda nie jest przestępstwem" Liczne węgierskie organizacje pozarządowe, m.in. stowarzyszenie "Miasto należy do wszystkich" protestują od miesięcy przeciwko zakazowi bezdomności określająć go jako nieludzki i zwracając uwagę, że wcale nie przyczyni się do rozwiązania problemu bezdomności. W weekend odbyły się protesty przed parlamentem. Na transparentach wypisano hasła typu "Bieda nie jest przestępstwem" albo "Kto krzywdzi biednych, jest tchórzem". Ustawa wywołała sprzeciw także za granicą. Ustawa została wymieniona w tak zwanym Raporcie Sargentini przygotowanym dla Parlamentu Europejskiego, który miał ilustrować, jak Węgry naruszają zasady praworządności i podstawowe wartości UE. Raport Sargentini jest też podstawą dla trwającego postępowania UE przeciwko Węgrom. Węgierski rząd odrzuca tę krytykę, zapewnia też, że wcale nie ma zamiaru penalizować bezdomności. Nowe przepisy mają służyć ratowaniu życia - mówił jeden z przedstawicieli rządu Bence Rétvári w państwowej telewizji. Jak dodawał, nowe zmiany zapobiegną przypadkom zamarzania bezdomnych na ulicach. Poza tym, dzięki pomocy uzyskanej w przytułkach, gdzie osoby w potrzebie mogą liczyć na odzież, pośrednictwo pracy i doradztwo socjalne, łatwiej będzie wyjść z bezdomności - przekonywał Rétvári. Polityk przypominał, że od 28 lat nie udawało się rozwiązać tego problemu, teraz pojawią się środki zaradcze. Wolą na ulicy Szacuje się, że na Węgrzech żyje obecnie ok. 30 tys. bezdomnych, większość z nich w Budapeszcie. Rząd podaje, że w przytułkach jest 19 tys. miejsc. Organizacje społeczne zajmujące się bezdomnymi twierdzą jednak, że miejsc jest tylko 11 tys. W dodatku wiele ośrodków jest przepełnionych, ludzie śpią w wieloosobowych salach, dlatego często wolą pozostać na ulicy. Krytycy zarzucają rządowi, że podchodzi do problemu bezdomności nieprofesjonalnie i po dyletancku. Pastor kościoła metodystycznego Gábor Iványi, który od lat opiekuje się bezdomnymi w Budapeszcie, powiedział, że to tak jakby reformując służbę zdrowia, zabronić ludziom chorować. Pozostaje pytanie, jak konsekwentnie węgierska policja będzie stosować nowe przepisy. Niezależne węgierskie media donosiły, że jeszcze w tym tygodniu w Budapeszcie może dojść do dużej obławy. Przeciwko temu protestują już krytycy nowych przepisów, którzy rozkładają kartony i przesiadują dłuży czas na placach, na których mieszkają bezdomni.