Jesienią 2015 r. Unia Europejska postanowiła podzielić do końca września 2017 r. między swoje kraje do 160 tys. uchodźców docierających do Grecji i Włoch przez Morze Śródziemne. Był to najgorętszy okres kryzysu migracyjnego. W Europie ostrzegano wtedy m.in. przed "milionami Syryjczyków" zmierzających na Stary Kontynent. Rozdzielnik działał słabo. W całej UE do dziś relokowano niespełna 16,5 tys. uchodźców przejętych z Grecji i Włoch, ale wciąż czeka w nich na to 17,5 tys. uchodźców. To zaś oznacza, że realny cel z rozdzielnika na wrzesień 2017 r. to nie 160 tys., lecz tylko około 34 tys. uchodźców. Główny powód to radykalne wyhamowanie fali uchodźczej do Grecji za sprawą - wypromowanej przez kanclerz Angelę Merkel - ugody między UE i Turcją z marca 2016 r. Wpłynęło na to również skuteczne uszczelnienie granic na Bałkanach, którędy migranci (w tym uchodźcy) zmierzali z Grecji na północ Europy, głównie do Niemiec. Nie ustał ruch na drugim szlaku - z wybrzeży Libii przez Cieśninę Sycylijską do Włoch. Jednak przeprawiają się tamtędy głównie migranci ekonomiczni, którzy nie podlegają unijnemu rozdzielnikowi. Ten przewidziano bowiem tylko dla uchodźców. Maltańczycy pracują nad nowym rozdzielnikiem Zmniejszenie liczby uchodźców sprawiło, że znacznie spadła temperatura sporów w Brukseli. Jednak nie zaprzestano prac nad nowym rozdzielnikiem, skrojonym pod wciąż możliwy przyszły kryzys migracyjny. Malta, która sprawuje w tym półroczu prezydencję w Radzie UE, chciałaby przedstawić pod koniec czerwca projekt kompromisu w tej sprawie, co jednak wydaje się coraz mniej prawdopodobne. - Włochy chciałyby automatycznego dzielenia wszystkich uchodźców na kontyngenty między kraje Unii. Na drugim biegunie są Polska i Węgry, które nie chcą słyszeć o żadnym podziale uchodźców na poziomie unijnym - tłumaczy dyplomata zaangażowany w negocjacje w sprawie nowego "systemu solidarnościowego". Przeciw obecnemu rozdzielnikowi w 2015 r. głosowały Czechy, Rumunia, Słowacja oraz Węgry. W tej chwili jednak tylko Budapeszt i Warszawa aktywnie zwalczają kwoty uchodźców. - Być może Czesi i Słowacy postanowili po cichu ukryć się ze swym sprzeciwem za plecami Polaków i Węgrów - tłumaczy rozmówca "Deutsche Welle" w Brukseli. Zapisy w dokumencie z zarysem maltańskiego kompromisu, który udało się dziennikarzom "Deutsche Welle" poznać, pozwalałby krajom UE zmniejszyć przysługujący im kontyngent, ale tylko za pieniądze i zwiększenie wsparcia dla Frontexu. Komisja Europejska w 2016 r. proponowała opłatę 250 tys. euro za jednego nieprzyjętego uchodźcę, a teraz w niektórych nieformalnych rozmowach w KE sugeruje się 60 tys. euro. W maltańskim projekcie jeszcze nie wpisano żadnej kwoty. W Unii - przynajmniej na razie - przeważa przekonanie, że nowy rozdzielnik powinien być wypracowany przez "poszerzanie konsensusu" między krajami UE, a nie poprzez głosowanie (jak w 2015 r.). Szukanie jednomyślności grozi jednak długim odwlekaniem decyzji, bo nie zanosi się na konsensus np. między Polską i Włochami. Część krajów UE czeka na werdykt Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który na wniosek Słowacji i Węgier z 2015 r. powinien w najbliższych miesiącach wypowiedzieć się co do zgodności rozdzielników z traktatami UE. Pierwsza rozprawa odbędzie się w maju w Luksemburgu. Na razie bez kar dla Polski Polska zgodnie z dotychczasowym rozdzielnikiem z 2015 r. powinna przyjąć około 6 tys. uchodźców, ale - podobnie jak Węgry - nie przyjęła nikogo. To jedyne dwa kraje w UE, które bojkotują ustalone w 2015 r. kwoty. Rozdzielnik jest unijnym prawem, więc KE teoretycznie mogłaby wszcząć postępowania dyscyplinujące, które grożą ogromnymi grzywnami. Pomimo to Bruksela nie pali się do takich ostrych działań. - Jesteśmy od przekonywania, nie od karania. Gdybyśmy teraz atakowali kraje niestosujące się do rozdzielnika, nie pomogłoby to uchodźcom - powiedział w ostatnią środę Dimitris Awramopulos, komisarz UE ds. migracji. Tomasz Bielecki, Bruksela