Siedem spotkań z szefami państw i rządów w cztery dni. Podróż Donalda Tuska po krajach leżących na tak zwanym szlaku bałkańskim rozpoczyna się w Austrii a kończy w Grecji. Donald Tusk stara się dokonać czegoś właściwie niemożliwego, a mianowicie znaleźć linię kompromisu w dramacie migrantów rozgrywającym się na szlaku bałkańskim. Rozdźwięk wewnątrz Unii Europejskiej w sporze wokół polityki imigracyjnej pogłębił się jeszcze bardziej w ostatnich dniach. Po Austrii, także Słowenia, Chorwacja i Serbia zapowiedziały wpuszczanie na swoje terytorium maksymalnie 580 imigrantów dziennie. Pod wpływem nacisków państw na północ od Bałkanów, nienależąca do Unii Europejskiej Macedonia także zamknęła swoją granicę z Grecją. Utknęły tam dziesiątki tysięcy imigrantów. Austria obstaje przy limicie Przy okazji rozmów Donalda Tuska w Wiedniu kanclerz Austrii Werner Faymann, pomimo krytyki, potwierdził, że Austria utrzyma wyznaczony limit przyjmowanych imigrantów, stwierdzając, że "Austria nie jest azylową poczekalnią dla ludzi chcących przedostać się do Niemiec". Austriacki minister obrony Hans Peter Doskozil obciąża Niemcy i Unię Europejską współwiną za sytuację na granicy grecko-macedońskiej. - Panujący tam chaos ukazuje bezradność Komisji Europejskiej - twierdzi austriacki socjaldemokrata, zaznaczając, że nie liczy na to, by wkrótce powstało jakieś wspólne, europejskie rozwiązanie. Rozpaczliwa obrona strefy Schengen Donald Tusk podczas swej bałkańskiej podróży chce zabiegać o przywrócenie systemu Schengen poprzez skuteczną ochronę zewnętrznych granic, co postulowano na ostatnim unijnym szczycie. Jednak ta właśnie ochrona w Grecji od miesięcy już nie funkcjonuje. Natomiast Turcja, którą Europejczycy z Angelą Merkel na czele ogłosili "kluczowym partnerem" w uporaniu się z kryzysem migracyjnym, wciąż jeszcze robi zbyt mało dla powstrzymania napływu uchodźców przez Morze Egejskie ku wybrzeżom Grecji. Za późno i za mało Nieprzejednane stanowisko rządu w Wiedniu narzuca pytanie, czy misja Tuska ma w ogóle jakiekolwiek szanse powodzenia. Judy Dempsey z instytutu Carnegie Europe w Brukseli uważa, że Tusk udał się zbyt późno w taką podróż. Fakt, że Austria w ubiegłym tygodniu wraz z dziewięcioma krajami bałkańskimi zorganizowała szczyt, który utorował drogę do zamknięcia granic w Macedonii, ukazał słabość Brukseli, a szczególnie słabość przewodniczącego Rady. Jej zdaniem, także już wcześniej polski polityk w kryzysie migracyjnym nawet zakulisowo nie przejawiał szczególnej aktywności. Nikłe nadzieje na sukces "Oprócz tego, wszystko utrudnia fakt, że liberalno-konserwatywny Tusk dodatkowo osłabiony jest po zmianie rządów w Polsce" - jak sugeruje ekspert ds. europejskich Fundacji Bertelsmanna Joachim Fritz-Vannahme.Nowy narodowo-konserwatywny rząd w Warszawie uważa Tuska wręcz za swego rodzaju "wroga państwa". Tak więc polski polityk przypuszczalnie podczas swojej misji na Bałkanach nie może zrobić więcej niż zasygnalizować gotowość do rozmów - przypuszcza Joachim Fritz-Vannahme.dpa, rtr/Małgorzata Matzke/Redakcja Polska Deutsche Welle