Frans Timmermans jest pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej, mówi biegle kilkoma językami i był w swej ojczyźnie - Holandii - m.in. ministrem spraw zagranicznych. Biorąc to pod uwagę, kandydat socjaldemokratów ma więc pewną przewagę nad swym konserwatywnym rywalem w eurowyborach - Manfredem Weberem. By jednak pokonać go w walce o urząd szefa KE, Timmermans musi zabiegać o poparcie ze strony innych partii reprezentowanych w PE. Podobnie, jak jego poprzednik w wyborach do PE z 2014 r. - Martin Schulz z Niemiec - Frans Timmermans urodził się w 1961 r. na pograniczu niemiecko-holenderskim. Pochodzi z Maastricht, a dorastał w katolickiej rodzinie w odległej od niego o parę kilometrów miejscowości Heerlen. Swoją karierę polityczną zaczął w 1990 r. jako poseł do holenderskiego parlamentu z ramienia Partii Pracy. Jest ambitnym politykiem. Piastował urząd ministra spraw zagranicznych Holandii, a po wyborach do PE w 2014 r. premier Mark Rutte wysłał go do Brukseli w charakterze unijnego komisarza i pierwszego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Timmermans chciał prowadzić rozmowy z Wielką Brytanią w sprawie brexitu, ale Juncker się na to nie zgodził i mianował na to stanowisko Michela Barniera z Francji. Powiedział, że Timmermans jako wiceprzewodniczący KE ma do spełnienia "inne obowiązki". W tej sytuacji Timmermans skupił się na obronie praworządności w UE. Dążył do wszczęcia postępowania przeciwko Polsce i Węgrom za naruszanie przez nie unijnych wartości. W Warszawie i w Budapeszcie stał się przez to symbolem "wroga". Partia Pracy poniosła w Holandii porażkę wyborczą i Timmermans nie może liczyć na ponowne mianowanie go na unijnego komisarza. Z tego względu Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim wysunął w grudniu ubiegłego roku jego kandydaturę na stanowisko nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Frans Timmermans nadal prowadzi walkę w obronie praworządności w UE i naraził się na zarzut, że wykorzystuje swoje stanowisko w kampanii wyborczej do PE. Z pomocą przyszła mu nieoczekiwanie Rumunia. Bez swojej woli zresztą, gdyż także w tym kraju rządzącym w nim socjaldemokratom zarzuca się próbę podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości. Do walki w obronie praworządności włączyła się w marcu tego roku także Europejska Partia Ludowa, która wysunęła kandydaturę Manfreda Webera na stanowisko szefa KE. Weber w dużym stopniu przyczynił się do zawieszenia węgierskiej partii Fidesz w prawach członka Europejskiej Partii Ludowej. W kwietniu nastąpiła na to odpowiedź Timmermasa. Dzięki jego wysiłkom w prawach członka Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE została zawieszona rumuńska partia rządowa. Większych kłopotów może jednak przysporzyć Timmermansowi kryzys, z jakim borykają się w tej chwili europejskie partie socjaldemokratyczne. Analitycy przewidują, że po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego będą one miały w nim tylko około 150 posłów zamiast 167, jak w tej chwili. Liczba posłów jest bardzo ważna, bo kto chce zostać przewodniczącym Komisji Europejskiej musi uzyskać w Parlamencie Europejskim przynajmniej 376 głosów. Mając to na uwadze, Timmermans chce zawiązać w nim "postępową koalicję" z partiami lewicowymi, Zielonymi i liberałami przeciwko konserwatystom popierającym Webera. W wywiadzie dla rozgłośni Deutschlandfunk za najważniejsze zadania dla Europy w najbliższych latach Timmermans uznał zmiany klimatyczne i politykę zrównoważonego rozwoju. (AFP/jak)