"Rządom Polski i Niemiec nie udaje się nawiązać harmonijnej współpracy. Nawet projekty, które mają służyć dobrosąsiedzkim relacjom, pozostawiają po sobie wrażenie szorstkiego traktowania" - pisze Christoph von Marschall w internetowym wydaniu dziennika "Tagesspiegel". Marschall zaznacza, że ta ocena dotyczy także konferencji "Stulecie niemieckiej polityki wobec Polski (1918-2018), która odbyła się pod koniec ubiegłego tygodnia w niemieckim MSZ w Berlinie. Dziennikarz przytacza wypowiedź Sybille Kathariny Sorg, współprzewodniczącej polsko-niemieckiej komisji międzyrządowej, która otwierając konferencję powiedziała, że niemiecki rząd chce za pomocą krytycznego spojrzenia w przeszłość zrobić Polsce prezent z okazji 100. rocznicy państwowego odrodzenia Polski w 1918 roku, aby "wspólnie pielęgnować kulturę pamięci". Pozytywny sygnał wobec Polski Marschall podkreśla, że władze w Berlinie chciały wysłać Warszawie sygnał: "Niemcy są świadome faktu, że ich podejście do sąsiadów na Wschodzie było przez długi czas destruktywne, wyciągnęły z tego wnioski i zabiegają od trzydziestu lat o dobre partnerstwo". Dziennikarz "Tagesspiegla" zwraca uwagę, że w przemówieniu otwierającym konferencję szef niemieckiej dyplomacji, pomimo oczywistych różnic w polityce europejskiej, akcentował dobre sąsiedztwo z Polską. Maas podkreślił, że od objęcia stanowiska w marcu br. trzykrotnie był w Polsce. Apelował do obu stron: "Kto, jak nie my, Niemcy i Polacy, mogą utrzymać jedność Europy". Wystąpienie ambasadora RP "Polski ambasador Andrzej Przyłębski, który zastępował nieobecnego ministra Jacka Czaputowicza, nie pochwycił jednak wyciągniętej ręki" - podkreśla Marschall. Przemówienie ambasadora zawierało ocenę, że całe ostatnie sto lat niemieckiej polityki wobec Polski było "katastrofą" - czytamy w "Tagesspieglu". Zdaniem Przyłębskiego po 1989 roku "sytuacja nie rozwinęła się tak, jakby sobie życzyła większość Polaków. "Sąsiedztwo nie jest satysfakcjonujące" - mówił ambasador. Jak pisze Marschall, taka interpretacja relacji polsko-niemieckich w ostatnich trzech dekadach spotkała się z krytyką wśród uczestników konferencji. Gesine Schwan, była pełnomocniczka niemieckiego rządu do kontaktów z Polską, dała publicznie upust swojemu oburzeniu, co spotkało się z aplauzem. Wielu uczestników dyskusji dystansowało się od oceny ambasadora. "Przyłębski nie podjął jednak żadnej próby skorygowania wrażenia, że pojęcie katastrofy dotyczy także okresu pojednania i dobrego sąsiedztwa po 1989 roku" - czytamy w "Tagesspieglu". Czy warto zabiegać o współpracę? "Niemieccy dyplomaci i uczestnicy konferencji wyciągnęli wniosek, że szorstki występ był zamierzony" - pisze Marschall. Pytają, jaki sens mają wysiłki o kooperację, gdy tylko jedna strona o to zabiega, a druga blokuje? Inni wskazują na fakt, że przemówienie Maasa było "inwestycją w przyszłość". Polski rząd nie reprezentuje większości Polaków, lecz jedynie 35 do 40 proc. wyborców - pisze "Tagesspiegel". Marschall przypomina, że do podobnego spięcia doszło też trzy tygodnie temu podczas wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Berlinie. Niemcy za mało wiedzą o Polsce "Tagesspiegel" podkreśla, że zarówno ostatnia konferencja, jak i wcześniejsze Forum Polsko-Niemieckie pokazały, że społeczeństwo obywatelskie w obu krajach jest silne i nie da się "zepchnąć na boczny tor". Widoczne stało się jednak i to, że świadomość konfliktów Niemiec z Francją jest w niemieckim społeczeństwie znacznie większa, niż wiedza i poczucie historycznej winy wobec sąsiadów wschodnich, przede wszystkim Polski. Rzecznik ambasady RP w Berlinie Dariusz Pawłoś powiedział Deutsche Welle, że w pisemnej wersji przemówienia ambasadora była mowa o "ponad połowie" ostatniego stulecia jako katastrofie niemieckiej polityki wobec Polski, lecz w przemówieniu podczas konferencji Przyłębski omyłkowo użył sformułowania "ostatnie sto lat". Jacek Lepiarz/ Redakcja Polska "Deutsche Welle"