Pojęcie ubóstwa jest względne. Bieda w Zurychu oznacza coś innego niż w Bukareszcie czy São Paulo. Mimo to, międzynarodowe organizacje takie jak OECD lub UE ustaliły jednolite kryterium - zgodnie z nim za biedną jest uważana osoba, która dysponuje mniej niż 60 procentami średniego dochodu netto. W dochód ten wlicza się także dodatkowe świadczenia w danym kraju, jak np. zasiłek na dziecko czy dodatek mieszkaniowy. W Niemczech za biedną uchodzi np. czteroosobowa rodzina, która ma miesięcznie do dyspozycji od 1.978 do 2.355 euro, zależnie od wieku dzieci. Dla wielu ludzi na naszym globie byłby to majątek, w Niemczech oznacza jednak ubóstwo, przynajmniej materialne. Większość badaczy analizujących biedę nie posługuje się jednak wyłącznie pojęciem ubóstwa materialnego, tylko traktuje je w szerszym kontekście, zwłaszcza, kiedy chodzi o dzieci. Przynajmniej w wysoko uprzemysłowionych krajach dzieci rzadko cierpią biedę, która by zagrażała ich egzystencji. Nie muszą ani głodować, ani marznąć. Skutki ubóstwa nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Bieda może też oznaczać na przykład brak dostępu do życia społecznego i kulturalnego. Dzieci wychowujące się w biednej rodzinie nie mogą sobie pozwolić choćby na pójście do kina, rodzice nie są w stanie finansować im lekcji muzyki czy korepetycji, dzieci te nie mogą zaprosić przyjaciół na urodziny, bo ich wyprawienie byłoby za drogie. W wielu wypadkach takie dzieci są mniej pewne siebie, trudniej im znaleźć przyjaciół, a możliwe, że w późniejszym życiu zawodowym nie będą w stanie w pełni wykorzystać swoich możliwości. Dlatego także jako dorośli zarabiają często stosunkowo niewiele i tym samym przekazują biedę dalej, także swoim dzieciom. Wniosek taki wynika także z badania przeprowadzonego w październiku 2017 przez Fundację Bertelsmanna. Zgodnie z nim w zamożnych Niemczech co piąte dziecko żyje przez dłuższy czas w biedzie - i często w niej zostaje, ostrzega badanie. "Kto raz jest biedny, pozostaje nim długo. Zbyt mało rodzin jest w stanie wydostać się z biedy" - mówi szef zarządu fundacji Jörg Dräger. Bieda w skali europejskiej Sytuacja biednych dzieci w Niemczech jest przy tym jeszcze stosunkowo dobra w porównaniu z położeniem dzieci w innych krajach Europy, nie mówiąc o ich rówieśnikach w krajach rozwijających się czy wschodzących. Według danych europejskiego urzędu statystycznego Eurostat, w 2016 r. z ponad jedna czwarta wszystkich dzieci w UE była "zagrożona biedą lub powodowanym nią zepchnięciem na margines społeczeństwa". Na szarym końcu niechlubnej skali ubóstwa znajduje się Rumunia, w której dotknięte jest nią bez mała co drugie dziecko. Zaraz za Rumunią plasuje się Bułgaria. Na drugim, pozytywnym końcu tego rankingu znajdują się kraje skandynawskie: Dania, Finlandia i Norwegia. Dobrze wypadają też niektóre państwa Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej, jak choćby Słowenia (4. pozycja) i Czechy (5.). Niemcy są na 7. miejscu, Polska - na 16. z 32 miejsc. Lista obejmuje poza krajami UE także państwa członkowskie EFTA Norwegię i Szwajcarię oraz kandydującą do UE Serbię. Biorąc jednak pod uwagę, że nawet w zajmującej czołowe miejsce Danii prawie 14 procent dzieci jest zagrożonych biedą, wyraźnie widać, jak poważny problem muszą zwalczyć nawet najbogatsze kraje naszego kontynentu. Wykształcenie ważniejsze niż pieniądze Niemiecka organizacja pomocy dzieciom Kinderhilfswerk w swoim najnowszym raporcie o sytuacji dzieci "Kinderreport 2018" nie podaje żadnych nowych danych dotyczących biedy. Zamiast tego przeprowadziła szereg rozmów z dziećmi i dorosłymi, pytając ich o przyczyny ubóstwa i możliwości jego zwalczania. Może najważniejszy wniosek: dorośli i dzieci czują się zostawieni na lodzie przez państwo. Trzy czwarte z nich uważa, że państwo i społeczeństwo robią "raczej mało" lub "bardzo mało", by zwalczać biedę. Opinię tę wyraziło o dziewięć punktów procentowych więcej respondentów niż w 2017. Wiele osób najwyraźniej uważa, że mimo szumnych zapowiedzi,polityka nie zrobiła nic. Badane osoby uznały, że obok odczuwanego przez nie braku zainteresowania ze strony polityków, najważniejszą przyczyną biedy są "w wielu przypadkach zbyt niskie zarobki w Niemczech" i "brak wystarczającego wsparcia matek lub ojców samotnie wychowujących dzieci". W tym ostatnim przypadku chodzi zarówno o pomoc finansową jak i oferty opieki nad dzieckiem. Jeżeli chodzi o kroki, jakie byłyby konieczne do walki z biedą, w przypadku Niemiec nie oznacza to potrzeby podwyższenia świadczeń finansowych. Przynajmniej nie w pierwszym rzędzie. Ważniejsze byłoby zwiększenie możliwości opieki nad dziećmi w szkołach i przedszkolach oraz lepsze i bezpłatne oferty kształcenia. Dzieci przeciwko podwyższeniu podatku Z badania Kinderhilfswerk wynika dla polityków jeden podstawowy wniosek: "dzięki pracy rodzice powinni być w stanie zapewnić swojej rodzinie ekonomiczną egzystencję". Jeżeli tego nie mogą, "dzieci musi zabezpieczyć materialnie państwo i zapewnić im udział w życiu społecznym". Należałoby też wprowadzić dla dzieci podstawowe zabezpieczenie finansowe, tzw. Grundsicherung, które "niezależnie od możliwości finansowych rodziny, rodzaju rodziny i dotychczasowego systemu wsparcia, zapewni dziecku minimum egzystencji". W obecnej sytuacji politycznej w Niemczech żądanie to może być jednak trudne do spełnienia. Znamienne w badaniu przeprowadzonym przez Kinderhilfswerk jest to, że blisko 600 pytanych dzieci i młodocianych w wieku od 10 do 16 lat, w niemal wszystkich punktach odpowiedziało podobnie jak tysiąc dobranych reprezentatywnie dorosłych respondentów. Z jednym dużym wyjątkiem: podczas gdy 64 dorosłych zgodziło się, że trzeba podwyższyć podatki, by zwalczyć biedę wśród dzieci, tego samego zdania było zaledwie 27 proc. pytanych dzieci, a 73 proc. przeciwko. I to pomimo tego, że dzieci nie płacą przecież podatków. Autorzy badania przypuszczają, że dzieci i młodzież nie zrozumiały pytania i "przypuszczalnie obca jest im koncepcja podatków". Christoph Hasselbach / Elżbieta StasikRedakcja Polska Deutsche Welle