"Zdarzenia w Bremie są strasznym skandalem" - stwierdził minister spraw wewnętrznych Niemiec Horst Seehofer (CSU) i w imieniu całego rządu przeprosił za błędy. Było to we wtorek (29 maja) wieczorem, po pięciogodzinnym posiedzeniu komisji Bundestagu ds. wewnętrznych. Szefowa komisji Andrea Lindholz (CSU) zapowiedziała dalsze spotkania gremium. Na przesłuchanie zostaną przypuszczalnie zaproszeni były szef MSW Thomas de Maiziere (CDU) i były szef BAMF Frank-Jürgen Weise. W kwietniu wyszło na jaw, że w latach 2013-2016 filia Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) w Bremie w co najmniej 1200 przypadkach przyznała prawo do azylu osobom, które nie spełniały wymaganych kryteriów. W ogniu krytyki znalazła się przede wszystkim była szefowa bremeńskiego urzędu, Ulrike B. Wobec niej i pięciu innym osób prokuratura wszczęła dochodzenie m.in. w sprawie korupcji. Ostre zarzuty Teraz Ulrike B. sama przeszła do ofensywy. W jej pracy priorytetowi byli zawsze ludzie, nigdy suche liczby - powiedziała dziennikowi "Bild" 30 maja. Dzisiaj postąpiłaby tak samo. Zarazem zapewniła, że nigdy nie brała żadnych łapówek. Zarzut korupcji "jest śmieszny". Ostro skrytykowała natomiast swoich byłych i obecnych przełożonych. Jej zdaniem najwyraźniej ma być kozłem ofiarnym, podczas gdy naprawdę winni są ci, którzy teraz wskazują na nią palcem - stwierdziła na łamach "Bilda" Ulrike B. Z chwilą objęcia szefostwa BAMF przez Franka-Jürgena Weise, byłego już prezesa tego urzędu, przestały się w nim liczyć ludzkie losy, a chodziło już tylko o liczby i czas opracowywania wniosków azylowych. Na życzenie rządu w Berlinie Weise "naciskał na tempo i efektywność pracy". Wszyscy wiedzieli, że przy istniejącej obsadzie personalnej nie sposób zgodnie z przepisami podołać coraz większej liczbie wniosków azylowych. Wiedziała o tym także Jutta Cordt, która po odejściu Weisego objęła szefostwo placówki. Ale także ona niczego nie zmieniła. Zdaniem Ulriki B. ujawniona została dopiero część skandalu, najwyżej jedna trzecia. Jego cały wymiar jest znacznie większy. W podobnym tonie wypowiedzieli się po spotkaniu komisji Bundestagu ds. wewnętrznych wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Zielonych Konstantin von Notz: "To dopiero początek wyjaśnień" i socjaldemokrata Burkhard Lischka: "Praca dopiero się zaczyna". Według Lischki podstawowe pytanie brzmi jednak niezmiennie: "Dlaczego, mimo licznych wskazówek, nikt nie interweniował w Bremie?". - Mamy do czynienia z mieszanką partactwa i obojętności - skrytykował polityk SPD. Fiasko systemu Szef MSW Horst Seehofer zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji ze skandalu w Bremie, podkreślił też potrzebę zreformowania procedur azylowych i zwiększenia etatowej obsady urzędów BAMF. Opozycjnej FDP to nie wystarcza. Szef liberałów Christian Lindner powiedział w środę gazetom sieci RND (Redaktionsnetzwerk Deutschland), iż Seehofer przyznał tylko, że "decyzje polityczne doprowadziły do fiaska systemu azylowego". Lindner domaga się powołania parlamentarnej komisji śledczej. Przyczyny skandalu muszą zostać "całkowicie wyjaśnione". Szefowa BAMF Jutta Cordt zapowiedziała tymczasem kontrolę wszystkich 18 tys. decyzji o przyznaniu azylu, jakie zapadły od 2000 r. w Bremie. Wiąże się to z ryzykiem dalszego spiętrzania się czekających na rozpatrzenie wniosków azylowych, z obecnie 50 tys. do 80 tys. w całych Niemczech. (AFPD,DPA/stas)