W rezerwacie przyrody Sibuya w Republice Południowej Afryki stado lwów pożarło kilku mężczyzn polujących na nosorożce. - Po kłusownikach niewiele pozostało: strażnicy znaleźli tylko strzelbę z tłumikiem, siekierę i trzy pary butów oraz kupkę kości - poinformował Nic Fox, właściciel prywatnego rezerwatu w Przylądkowej Wschodniej Prowincji. - Znalezione kości zidentyfikowano jako ludzkie szczątki - wyjaśniła rzeczniczka policji tej prowincji Mali Govender. Dalsze badania wykażą dopiero, od ilu osób pochodzą szczątki. Przyjmuje się, że ze względu na znalezione buty i strzępki ubrań kłusowników było przynajmniej trzech. - Lwy są bardzo silne i zostawiają niewiele ze swojego łupu - wyjaśnił Fox. Domniemani kłusownicy chcieli zapolować na nosorożce i natknęli się na stado sześciu lwów. - Wegetacja w tym miejscu jest bardzo gęsta - wyjaśniał właściciel rezerwatu, zastrzegając, że co prawda lwy pożarły ludzi, ale żadne niebezpieczeństwo nie grozi turystom przyjeżdżającym tam na safari, ponieważ nigdy nie poruszają się piechotą, tylko jeżdżą po rezerwacie z rangerami w specjalnych pojazdach. Poinformował też, że obecnie uzbrojony strażnik będzie eskortował każde safari. Lwy uśpiono na dwie godziny Policja przypuszcza, że kłusownicy wtargnęli do rezerwatu poniedziałkowej nocy (z 2 na 3 lipca). Psy, które wytresowane są do tropienia kłusowników, szczekały nocą, ostrzegając przed zagrożeniem. Jednak dopiero we wtorek po południu jeden ze strażników w pobliżu rewiru lwów zauważył coś, co przypominało ludzkie szczątki. W środę lwy uśpiono na około dwie godziny, aby policja mogła dokładnie zbadać teren. Nie wyjaśniono jeszcze, czy pożarci kłusownicy mieli wspólników. Rezerwat reklamuje się tym, że żyje tam ponad 400 gatunków zwierząt, w tym antylopy, nosorożce, słonie i lwy. W 2016 r. kłusownicy zabili tam trzy osobniki nosorożca. W Afryce Południowej co roku łupem kłusowników pada prawie 1000 nosorożców dla pozyskania ich rogów, które sprzedawane są przede wszystkim do Azji. Są one tam na wagę złota jako składnik leków tradycyjnej medycyny. Redakcja Polska Deutsche Welle