Jak poinformował Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, czyli niemiecki kontrwywiad cywilny, liczba salafitów w Niemczech wzrosła z 9,7 tys. w grudniu roku ubiegłego do 10,8 tys. obecnie. "Wskazuje to na utrzymującą się atrakcyjność ideologii salafizmu" - oświadczył w niedzielę (10 grudnia) szef kontrwywiadu Hans-Georg Maaßen. Obok rekordowej liczby niemieckich salafitów wysoce niepokojącym zjawiskiem - według Maaßena - jest postępujące "rozczłonkowanie" i "prywatyzacja" tego ruchu, co stawia szczególne wyzwania przed niemieckimi tajnymi służbami, z cywilnym kontrwywiadem na czele. Zmiana taktyki działania Niemieccy salafici coraz rzadziej angażują się w akcje uliczne, w rodzaju patroli samozwańczej, islamskiej "policji szariatu" czy rozdawania przechodniom egzemplarzy Koranu. Wyraźne ograniczenie takich działań przypisuje się zdecydowanej postawie policji i innych służb, ale sprawa ma także drugie dno. Salafici zmienili bowiem taktykę, o czym mówił Hans-Georg Maaßen, zwracając uwagę na ich, jak to ujął, "rozczłonkowanie" i "prywatyzację". Salafici unikają gromadzenia się w meczetach, w których imamowie nawołują do otwartego występowania przeciwko "niewiernym" i zachodniemu stylowi życia. Równie starannie unikają także wstępowania do radykalnych islamskich organizacji oraz stowarzyszeń monitorowanych przez niemiecki kontrwywiad. Ich spotkania i narady odbywają się obecnie głównie w niewielkich, dobrze zakonspirowanych grupach, tworzonych za pośrednictwem internetu i mediów społecznościowych. Nowym zjawiskiem jest powstawanie sieci kobiet oddanych idei salafizmu, do których funkcjonariusze Urzędu Ochrony Konstytucji siłą rzeczy mają ograniczony dostęp. Groźne źródło radykalizmu Niemieccy salafici, podobnie jak w innych krajach, nawołują do odrodzenia islamu poprzez "powrót do jego źródeł", co w praktyce oznacza dążenie do wprowadzenia islamskiego państwa wyznaniowego, rządzonego w oparciu o szariat, czyli islamskie prawo religijne, regulujące także życie codzienne muzułmanów zamieszkałych na stałe w państwach zachodnich. Stawia to ruch salafitów na pozycji zaciekłego wroga demokracji zachodnich i zachodniego stylu życia. Propagowana przez salafitów ideologia sprzyja radykalizacji wielu młodych muzułmanów w Niemczech i innych państwach unijnych, którzy gotowi są związać się z islamskim terroryzmem i podjąć roli zamachowców, albo wstąpić w szeregi bojowników tzw. Państwa Islamskiego w Syrii oraz w Iraku. W tym sensie salafizm jest wylęgarnią dżihadystów, co niemieckim służbom bezpieczeństwa każe go obserwować z najwyższą uwagą. Napotyka to jednak spore trudności, ponieważ w Niemczech pojawia się coraz więcej salafitów z Kaukazu Północnego, którzy nierzadko mają za sobą doświadczenie bojowe z walk w Czeczenii, umieją doskonale obchodzić się z bronią i przeszli także przeszkolenie w walce wręcz, co czyni z nich wymarzony materiał na przyszłych terrorystów. Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji Hans-Georg Maaßen podkreśla, że wielu z nich uczestniczy w walkach w syrii i Iraku. Zdaniem analityków kontrwywiadu, salafici przybyli do RFN z Kaukazu Północnego są zdolni do podjęcia różnych "ekstremistycznych operacji" w Niemczech, ale nie dysponują jeszcze w nich trwałymi strukturami. Ich liczbę ocenia się na około 500 osób. Głównym terenem ich działalności są obecnie landy wschodnie, z Brandenburgią i Berlinem na czele. Można ich jednak także spotkać w Nadrenii Północnej-Westfalii, Hamburgu oraz Bremie. Ta grupa salafitów utrzymuje ożywione kontakty z pobratymcami w innych państwach europejskich i potrafi skutecznie przeciwstawić się próbom jej spenetrowania przez służby, ponieważ wielu jej członków zna się osobiście i stroni od kontaktów z obcymi. Andrzej Pawlak, Redakcja Polska Deutsche Welle / DW, afp, dpa