Tak naprawdę, wewnątrz Unii Europejskiej miały obowiązywać ściśle ustalone limity podziału 40 tysięcy uchodźców. Przez opór rządów kilku krajów jednak nic z tego nie wyszło. Odpowiedzialności nie chciały na siebie wziąć przede wszystkim kraje Europy Wschodniej, ale także Wielka Brytania, Irlandia oraz Dania. Jednocześnie, trzeba gdzieś rozmieścić w zjednoczonej Europie setki tysięcy uchodźców, chociaż na razie nie ma mowy o wspólnej polityce azylowej oraz imigracyjnej. Najczystszy egoizm Niemcy, jako jeden z krajów o największej liczbie napływających uchodźców, zaczęły naciskać na inne państwa, by te nie wykręcały się od przyjmowania ubiegających się o azyl. Kanclerz Angela Merkel podkreślała, że Niemcy, ale przede wszystkim południowe państwa graniczne, czyli Włochy i Grecja, potrzebują odciążenia w przyjmowaniu imigrantów. Zdaniem wicekanclerza Sigmara Gabriela, wstydem dla Europy jest niemożność porozumienia się w kwestii wspólnej polityki udzielania azylu oraz przyjmowania uchodźców. Jeszcze dosadniej określił to przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, który oświadczył w rozmowie z Deutschlandfunk, że "jesteśmy świadkami nacjonalistycznego egoizmu w najczystszej postaci". Obecnie, 90 procent wszystkich uchodźców trafiło do jedynie 9 z 28 krajów Unii Europejskiej. Zdaniem Martina Schulza, taka sytuacja jest nie do przyjęcia. Chodzi bowiem o problem globalny, którego nie da się rozwiązać na poziomie narodowym. Wspólna polityka wobec uchodźców oraz imigrantów bez wątpienia jest konieczna. UE to nie tylko profity Radykalne rozwiązanie tego problemu przyszło ze strony Austrii, która zaproponowała wymuszenie sprawiedliwego podziału liczby uchodźców do przyjęcia. Szefowa austriackiego MSW Johanna Mikl-Leitner zaproponowała, by paÜstwa członkowskie, które się na to nie zgodzą, po prostu zostały objęte redukcją dofinansowania z budżetu Unii. Ta konserwatywna polityk w rozmowie z ARD i ZDF wyraziła przekonanie, że trzeba zwiększać nacisk na rządy państw. Dodała, że jeśli nie będzie możliwe solidarne przejęcie odpowiedzialności, wówczas "możliwe jest zmniejszenie wsparcia". - Przynależność do Wspólnoty Europejskiej to nie tylko profity - podkreśliła szefowa autriackiego MSW, kierując słowa do opornych. Według niej, w tak trudnej sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie, musimy też przyjąć na siebie odpowiedzialność; na opierające się kraje można wywrzeć nacisk finansowy, redukując bądź wstrzymując unijne dofinansowanie. Wysoka liczba imigrantów stawia przed Unią europejską wyzwanie "być albo nie być" - uważa austriacka minister i dodaje, że zasieki na węgierskij granicy z Serbią nie są rozwiązaniem, a wiara w to, że ogrodzenie z siatki powstrzyma uchodźców, jest tylko iluzją. Calais jak igielne ucho Tymczasem, francuski rząd zapoznał się z sytuacją w Calais, na północy kraju. Towarzyszyli mu unijni komisarze Frans Timmermans i Dimitris Avramopoulos. Po tej wizycie, Francja zaczęła się domagać zdecydowanej postawy Europy wobec przemytników. Nielegalni imigranci nie mogą z kolei mieć automatycznie przyznawanego azylu, zaznaczył. Do Calais od lat przybywają imigranci w nadzei na azyl, lepszą pracę i dalszą drogę do Wielkiej Brytanii. Obecnie koczuje tam około 3 tysięcy osób. Wiele z nich próbuje przedostać się nielegalnie do Wielkiej Brytanii, wskakując do pociągów jadących tunelem pod kanałem La Manche. Kilku z nich, szukając lepszego życia, właśnie wtedy je tak straciło. tageschau.de / Dagmara Jakubczak/Redakcja Polska Deutsche Welle