Minęło zaledwie osiem dni od sylwestrowych ataków na kobiety w Kolonii, gdy na posterunek policji na dworcu w Lipsku zgłosiła się przerażona 31-letnia Niemka. Było parę minut po północy. Właśnie została zaatakowana przez grupę młodych arabskich imigrantów. Było ich około 15, zeznała kobieta policji. Jack Dietrich z dworcowego posterunku policji powiedział, że "obmacywali jej narządy płciowe i wkładali ręce między nogi". Policjanci już wcześniej wpadli na trop szajki, która "obtańcowywała" jednego z przechodniów ze wszystkich stron tylko po to, by go okraść. Zostało to zarejestrowane przez kamery. Aresztowano 24-letniego Libijczyka i 31-letniego Tunezyjczyka. Część grupy to osoby ubiegające się o azyl. Napadnięta kobieta siedziała jeszcze na posterunku, gdy doprowadzono do niego mężczyzn, z których dwóch ofiara natychmiast rozpoznała jako napastników. Wszczęto przeciw nim postępowanie, po którym prokuratura zdecydowała o wypuszczeniu ich na wolność. Saksońskie problemy z imigrantami Saksonia nie od dziś ma problemy z migrantami, co pokazuje specjalny raport tamtejszego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z końca 2015 roku. Od stycznia do września 4700 z 10.400 przestępstw zostało popełnionych przez imigrantów. Część z nich to osoby, które popełniły więcej niż jeden czyn karalny. W tym czasie w Saksonii przebywało ponad 45 tysięcy imigrantów. Najwięcej problemów sprawiali Tunezyjczycy. Mimo że stanowili tylko 4 proc. tamtejszych imigrantów, popełnili prawie jedną czwartą przestępstw. Z danych ogłoszonych przez Ministra Spraw Wewnętrznych Saksonii Markusa Ulbiga wynika, że 40 proc. popełnionych przez imigrantów przestępstw to kradzieże, 18 proc. - jazda bez biletu, 11 proc - uszkodzenie ciała i przestępstwa narkotykowe (5 proc). Wedle ministra napaści seksualne to zaledwie ułamek procenta, jednak - jak podaje "Frankfurter Allegmeine Zeitung", powołując się na dane organizacji "Terre de femmes" statystyki są zaniżone, bo zaledwie 5 proc. kobiet zgłasza przemoc seksualną na policję. Kobiece przedziały i burza w internecie Gdy w końcu marca w regionalnych pociągach w Saksonii na trasie Lipsk-Chemnitz pojawiły się przedziały przeznaczone tylko dla pań, w internecie zawrzało od komentarzy, że to z powodu agresywnych azylantów. "A co, jeśli do kobiecego przedziału wpadnie 20 napalonych azylantów?", pyta jeden z internautów. @CarolinDeles pyta: "Czy jeśli kobieta jedzie w normalnym przedziale, to jest sama sobie winna, bo nie wsiadła do kobiecego?" Wyzłośliwiano się na niemiecką politykę otwartych drzwi: "Ach, co tam równouprawnienie, teraz nadchodzi szariat i otwiera wiele wspaniałych szans" (@aotto1968_2) albo: "po to, by Merkel nadal mogła sprowadzać do kraju dzikusów, z mężczyzn robi się potencjalnych gwałcicieli (@bloggi). "Moja mama (85) pyta: co to ma znaczyć? I tak już siedzą tam same chustki. Nie chcę tu żadnego islamu!" (@earlybird2010). Nie brak aluzji do sylwestrowej nocy w Kolonii: "W pociągu? A w innych przedziałach kobiety są zwierzyną łowną?" (@DrLaunert), pod hasłami: "nie jesteśmy zwierzyną łowną" demonstrowały bowiem kobiety po kolońskich napaściach. Wówczas w ogniu krytyki znalazła się kolońska burmistrz Henriette Reker za swoje "rady, jak się zachować". Radziła paniom, by w stosunku do osób, którym nie ufają, zachowywały "odstęp na długość ręki". Znany satyryk Jan Böhmermann, który ostatnio zapadł się pod ziemię z powodu obrażenia tureckiego prezydenta, ale wówczas jeszcze bardzo aktywny na Twitterze, pytał: "Ile długości ręki kobiety mają zachować do tyranozaura z nożem?". MRB: To nie z powodu azylantów Koleje regionalne MRB (Mitteldeutsche Regionalbahn) wciąż dostają wiele pytań od zaniepokojonych obywateli: i od tych, którzy wieszczą upadek zachodniej cywilizacji i od tych, którzy kobiece przedziały uważają za seksizm w czystej postaci. "Nie damy się zapędzić w kozi róg", broni się MRB. Pracownicy MRB oświadczają, że pociągami oczywiście mogą także jeździć panowie, a wydzielone przedziały to tak naprawdę "strefy rodziny" - dokładnie takie, jakie istnieją w pociągach ICE. To oferta dla osób podróżujących z dziećmi, dla niepełnosprawnych i emerytów, którzy wolą siedzieć w pobliżu obsługi pociągu. Także dla osób, które po prostu chcą spokoju i "nie chcą obok siebie nikogo, kto rozmawia głośno przez telefon lub ciągle stuka w klawiaturę". Z biura prasowego MRB dostajemy oświadczenie, w którym czytamy, że "pociąg to bezpieczny środek komunikacji, ale także w autobusach i pociągach nie można wykluczyć problemów społecznych". Kobiece przedziały to pomysł na podwyższenie bezpieczeństwa, dlatego "umieszczanie ich w pobliżu obsługi pociągu to zabieg świadomy". Wydzielone przedziały i strefy - nic nowego W Niemczech nocne pociągi oferują osobne przedziały samotnie podróżującym kobietom, poza tym pociągi ICE, EC i IC dysponują przedziałami dla rodziców z małymi dziećmi. Poza tym w wielu krajach kobiece przedziały to rzeczywistość. Istnieją w Indiach, Brazylii, Meksyku i Egipcie. Także w spokojnej Szwajcarii wprowadzono taki projekt 15 lat temu, ale okazało się, że prawie nikt do kobiecych przedziałów nie wsiadał. W ubiegłym roku dyskusja na nowo rozgorzała w Wielkiej Brytanii, gdzie ostatnie przedziały "ladies only" zniknęły z pociągów w 1977 roku. Badacze z Middlesex University określili koncept jako "obraźliwy, ubezwłasnowalniający i zawstydzający zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn". Gdy w 2012 roku taki pomysł ogłosiły koleje w Czechach, Stowarzyszenie Ojców zagroziło wniesieniem skargi na "działania przypominające apartheid". Jeden z internautów tak kwituje całą dyskusję: "To ja poproszę o przedział bez ludzi" (@v0ll1d10t). oprac. Monika Sieradzka, Redakcja Polska Deutsche Welle