O Niemczech Donald Trump ma fatalne zdanie: uskarża się, że Niemcy bogacą się kosztem USA - chodzi o nadwyżkę eksportową Niemiec. Domaga się od nich wyższych nakładów na obronność - przynajmniej 2 procent PKB ustalonych wewnątrz NATO. Czasami czuje się, że jest on zgoła zazdrosny, tak jak w tym tygodniu, kiedy pomstował na niską stopę procentową kredytów w RFN. - Niemcy mają zerową stopę. Tam płaci się wręcz ludziom, kiedy pożyczają pieniądze i my mamy z tym konkurować? - wytykał Niemcom. Nie zgadza się także chemia z niemieckimi politykami. Kiedy dochodzi do spotkania z kanclerz Angelą Merkel, czuje się lodowaty chłód i dochodzi do żenujących sytuacji. Trump ociągał się z podaniem ręki niemieckiej kanclerz wiosną 2017 w Białym Domu czy wręcz odmówił uścisku dłoni podczas obchodów D-Day w Wielkiej Brytanii. Tylko raz w Niemczech Donald Trump nigdy nie odwiedził Angeli Merkel w Berlinie. Jego jedyna oficjalna wizyta w Niemczech, w roli amerykańskiego prezydenta, miała miejsce w ramach szczytu G20 w Hamburgu. Także w przypadku następnej podróży do Europy Trump szerokim łukiem omija Niemcy. - Nie jest to bynajmniej przypadek - twierdzi Jacob Kierkegaard, politolog z waszyngtońskiego think tanku Peterson Institute for International Economics. - To wyraz aktualnych relacji między rządem USA i Niemcami. Nie są one dobre. Ogólnie wiadomo że Trump ma wiele Niemcom do zarzucenia i nie wierzy w tradycyjną dyplomację. Jeżeli nie lubi jakiegoś kraju, po prostu tam nie jedzie - tłumaczy ekspert. Jak szybko może to nastąpić, ukazuje przykład ojczyzny politologa Kierkegaarda, Danii. Amerykański prezydent odwołał swoją oficjalną wizytę w Kopenhadze, kiedy okazało się, że Duńczycy nie chcą sprzedać Ameryce Grenlandii. Natomiast konsekwentne ignorowanie Niemiec, będących największą narodową gospodarką w UE, ma także powody strategiczne - uważa ekspert. Chce podzielić Unię Awersja wobec Berlina to część planu prezydenta. Amerykański rząd, a przede wszystkim szef Departamentu Stanu Mike Pompeo i doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa John Bolton nie kryją swojej wrogości wobec Unii Europejskiej - wyjaśnia Kierkegaard. Harmonogram europejskiej podróży prezydenta Trumpa jest oczywistą próbą podzielenia Unii Europejskiej. Jego rząd przyznaje się do tego otwarcie i jest to jego linia. Waszyngton jest przeciwnikiem multilateralizmu - podkreśla ekspert. Za to amerykański prezydent już drugi raz jedzie do Polski. Tam, w odróżnieniu od Niemiec, przyjmowany jest z otwartymi ramionami - wyjaśnia Kierkegaard. Z Polską łączą go wspólne interesy, także przeciwko Niemcom. Polska i USA przeciwne są budowie drugiej nitki kontrowersyjnego Gazociągu Północnego. Poza tym Stany Zjednoczone chcą w Polsce zbudować bazę wojskową. Polska silnym graczem w Waszyngtonie - Warszawa ma tymczasem w Waszyngtonie więcej do powiedzenia niż Berlin - twierdzi Nile Gardiner z Heritage Foundation w Waszyngtonie. Jego zdaniem Polska stała się w Waszyngtonie wpływowym graczem. - Polska ma większy wpływ niż Niemcy. Wręcz określiłbym Polskę jako drugiego, po Brytyjczykach, najważniejszego sojusznika USA. Czy i jak szybko Niemcy będą mogły odzyskać w Stanach Zjednoczonych wpływy, zależy od wyniku następnych wyborów prezydenckich - uważa politolog Kierkegaard. W jego przekonaniu to, że Trump w najbliższym czasie nie odwiedzi RFN, ma także szereg korzyści. - Podejmowanie Donalda Trumpa jako gościa może być, szczerze mówiąc, dość niemiłe. Nie można by mu zaoferować żadnych większych publicznych wystąpień, ponieważ zostałyby one zagłuszone przez protesty. Oczywiście, że mógłby on odwiedzić niemiecką kanclerz i prezydenta Niemiec i potem znów wrócić do domu. Możnaby taką wizytę po prostu odfajkować, ale jaką by to przyniosło korzyść? Większość rodaków Kierkegaarda w Danii jest właściwie zadowolonych, że tym razem Trump omija nie tylko Niemcy, ale także ich kraj. Amerykański prezydent jest dość trudnym gościem. ARD Waszyngton/ma/Redakcja Polska Deutsche Welle