Sprawca napadu na dwa bary z sziszą w Hanau niedaleko Frankfurtu nad Menem strzelał na oślep, zabił dziewięć osób, a sześć zranił. Następnie zamordował swoją matkę i popełnił samobójstwo. Tobias R. nie zwrócił na siebie do tej pory uwagi organów ścigania, powiedział heski minister spraw wewnętrznych Peter Beuth. Czy utrzymywał kontakty z innymi prawicowymi terrorystami i czy od dłuższego czasu planował ten atak, to wszystko jest w tej chwili przedmiotem śledztwa prowadzonego przez niemiecką prokuraturę federalną. Jedno jest pewne: prawicowy terror w Niemczech przybrał ostatnio na sile. Federalny Urząd Kryminalny (BKA) zalicza w tej chwili około 60 osób do kategorii osobników stanowiących największe zagrożenie dla wewnętrznego bezpieczeństwa państwa, którzy ze skrajnie prawicowych pobudek są zdolni do popełnienia ciężkich przestępstw z napadami z bronią w ręku i zamachami bombowymi włącznie. Od roku 2012 ich liczba wzrosła pięciokrotnie, oświadczyła rzeczniczka BKA w wypowiedzi dla sieci "RedaktionsNetzwerk Deutschland". Od fantazjowania do zbrodni Jak duży jest aktualny potencjał zagrożenia, można wywnioskować z raportu Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), czyli niemieckiego kontrwywiadu cywilnego. Jego zdaniem 12 tysięcy 700 prawicowych ekstremistów jest "zorientowanych na użycie siły". Coraz częściej komunikują się między sobą za pośrednictwem internetu. Członkowie wykrytej ostatnio przez władze komórki terrorystycznej także zradykalizowali się, jak wynika z dotychczasowych ustaleń śledztwa, za pośrednictwem sieci. To samo odnosi się do Stephana B., który w październiku 2019 roku chciał urządzić masakrę w synagodze w Halle w Saksonii-Anhalt. W walce przeciwko politycznym i religijnym ekstremistom organa bezpieczeństwa stoją w obliczu dwóch dużych problemów: kto przemieni fantazjowanie o przemocy w czyn i kto się za tym wszystkim kryje? Z tym pytaniem zmaga się prokurator Christoph Hebbecker z Centralnego Biura ds. Cyberprzestępczości w Nadrenii Północnej-Westfalii (ZAC NRW). Od lutego 2018 roku złożył około tysiąca doniesień o przestępstwie, które, jak powiedział w rozmowie z DW, dotyczą głównie osób i ugrupowań o profilu skrajnie prawicowym. Co drugie jego doniesienie stało się przedmiotem dochodzenia. Niestety, władzom bardzo rzadko udaje się "wyciągnąć z animowości" głosicieli ekstremistycznych haseł i treści. Obława na ugrupowania terrorystyczne W piątek w ubiegłym tygodniu policja przeprowadziła obławę na członków pewnej prawicowej grupy terrorystycznej. W Badenii-Wirtembergii, Bawarii, Nadrenii-Palatynacie, Nadrenii Północnej- Westfalii, Dolnej Saksonii i Saksonii-Anhalt policjanci przeszukali mieszkania 13 osób. Czterech domniemanych terrorystów i ośmiu ich domniemanych pomocników umieszczono w areszcie śledczym. Prokuratura Generalna w Karlsruhe zarzuca im "przygotowania do działań przypominających wojnę domową" w postaci "niesprecyzowanych jeszcze do końca zamachów" na polityków, osoby występujące w Niemczech o azyl oraz muzułmanów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że policja, kontrwywiad cywilny i prokuratura tym razem wystarczająco wcześnie pokrzyżowała szyki zdecydowanemu na wszystko ugrupowaniu terrorystycznemu. Tym niemniej najważniejsze zadanie prowadzących śledztwo jest wciąż przed nimi. Muszą bowiem dowieść, że ich podejrzenia są udokumentowane w sposób pozwalający na postawienie zatrzymanych przed sądem. Proces przeciwko Franco A. wciąż się nie rozpoczął O tym jak bardzo to trudne, świadczy głośna sprawa zwolnienia ze służby w Bundeswehrze porucznika Franco A., który w 2017 roku spędził siedem miesięcy w areszcie śledczym za podejrzenia o przygotowanie "czynu przestępczego zagrażającego bezpieczeństwu państwa". Ponadto zarzucono mu przygotowanie zamachów na znanych polityków, a wśród nich na obecnego ministra spraw zagranicznych Heiko Maasa z SPD i wiceprzewodniczącą Bundestagu Claudię Roth z partii Zielonych. Chociaż oskarżonemu udowodniono posiadanie broni i ładunków wybuchowych i znał on nazwiska swoich potencjalnych ofiar, wyższy sąd krajowy we Frankfurcie nad Menem odmówił wszczęcia procesu karnego przeciwko byłemu porucznikowi Franco A., z "braku wystarczających dowodów winy". Co prawda sąd przyznał, że ten domniemany prawicowy ekstremista przejawia "postawę nacjonalistyczną, szowinistyczną i nacechowaną antysemityzmem", ale równocześnie uznał za "wysoce prawdopodobne", że Franco A. "nie był jeszcze zdecydowany do końca" na przeprowadzenie planowanych przez niego zamachów. Wskutek udanego odwołania ze strony prokuratury generalnej, Franco A. będzie jednak musiał stanąć przed sądem z podejrzenia o terroryzm. Nie wiadomo jeszcze, kiedy rozpocznie się jego proces. Kłopoty z właściwym zaszeregowaniem jego winy wskazują dobitnie, z jak dużymi przeszkodami natury formalnej i prawnej trzeba się wciąż zmagać w Niemczech mimo licznych zaostrzeń przepisów prawa karnego. Dlatego nie wiadomo wcale, czy 12 zatrzymanych, podejrzanych o terroryzm, w ogóle stanie przed sądem. Rząd federalny chce ostrzej karać za mowę nienawiści w sieci Przynajmniej szerzenie mowy nienawiści w internecie i mediach społecznościowych już wkrótce będzie surowiej karane. Projekt ustawy w tej sprawie przedłożył w środę 19 lutego rząd w Berlinie. Jeśli Bundestag przegłosuje go, można oczekiwać, że grożenie komuś w sieci zamordowaniem, albo zgwałceniem zostanie ukarane pobytem w więzieniu do trzech lat. Do tej pory najwyższy wymiar kary za to wynosił jeden rok pozbawienia wolności. Jeszcze surowiej potraktowane zostanie oczernianie i grożenie politykom szczebla komunalnego. Kto się tego dopuści, może zostać skazany na pobyt w więzieniu do pięciu lat. To zaplanowane zaostrzenie kar stanowi reakcję na nasilające się zjawisko grożenia politykom w internecie. Tak się właśnie stało w przypadku Waltera Luebcke z CDU, prezydenta rejencji w Kassel, któremu grożono zanim w lipcu 2019 roku został zastrzelony przed własnym domem przez domniemanego prawicowego ekstremistę. BKA przygotowuje się do walki z prawicowym ekstremizmem Więcej sukcesów w zwalczaniu mowy nienawiści niemieccy politycy spodziewają się po wprowadzeniu obowiązku zgłaszania przez takie platformy internetowe jak Facebook postów z podżeganiem do nienawiści rasowej i narodowej oraz nazistowską propagandą. Meldunki w tej sprawie będą napływać do Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA). Jego szef Holger Muench przygotowuje podległy mu urząd do nasilenia walki z prawicowym ekstremizmem. Centralne Biuro ds. Cyberprzestępczości w Kolonii ściśle współpracuje z mediami, jak również ze Związkiem Gospodarki Internetowej (eco). Dzięki tej współpracy w ciągu dwóch lat udało się zidentyfikować około 130 podejrzanych z całych Niemiec i częściowo z zagranicy. Nie wiadomo jednak, jak często prowadzone śledztwo zakończyło się skierowaniem oskarżenia do sądu. Szef tej placówki, prokurator Hebbecker, powiedział, że nie jest mu znany żaden wyrok za szerzenie mowy nienawiści w sieci, który nie byłby ogłoszony bez zawieszenia. Centralne Biuro ds. Cyberprzestępczości ma najczęściej do czynienia z pojedynczymi sprawcami. Część z nich jest mu znana, inni na razie nie zostali wciągnięci do kartoteki. Prokurator Hebbecker nie może dopatrzyć się za nimi żadnych "dużych zorganizowanych struktur". Na co dzień Hebbeckera najbardziej dziwi to, że często spotyka się z ludźmi o jednoznacznie prawicowych poglądach i postawie, którzy sami siebie w żadnym wypadku nie uważają za prawicowych ekstremistów. Terrorystka Beate Zschaepe skazana na dożywocie Wydany w styczniu tego roku przez ministra spraw wewnętrznych Horsta Seehofera z CSU zakaz działalności neonazistowskiej grupy pod nazwą "Combat 18" należy odbierać jako sygnał determinacji władz w walce z prawicowym ekstremizmem. Czy takie posunięcia wpłyną na zmniejszenie stopnia zradykalizowania ugrupowań ekstremalnych, tego w tej chwili jeszcze nie wiadomo. Po wykryciu w Niemczech w 2011 roku terrorystycznej organizacji "Narodowosocjalistyczne Podziemie" (NSU) mogło się wydawać, że najgorsze już minęło. Członkowie NSU zamordowali 10 osób, wśród nich 9 imigrantów. Oburzenie z powodu przestępczej działalności NSU w roku 2015, w którym do Niemiec napłynęła rekordowa fala uchodźców i migrantów, przemieniło się jednak w niespotykaną do tej pory falę nienawiści i ataków na schroniska dla uchodźców. W lecie 2018 roku Beate Zschaepe została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Ten jakże surowy wyrok nie wpłynął jednak, jak się wydaje, wystarczająco silnie odstraszająco na ludzi o skrajnie prawicowych poglądach. Redakcja Polska Deutsche Welle