2 kwietnia 2005 roku Nadia Pantel, obecnie dziennikarka "Süddeutsche Zeitung" była w Krakowie. Zima nie chciała popuścić, a zimno było tak przenikliwe, że nie chciało się jej wstawać z łóżka i iść na kurs języka polskiego. "Aż do chwili, kiedy zmarł papież" - pisze. Wydarzenia związane z Kościołem katolickim odgrywały w jej życiu drugorzędną rolę. Przyznaje, że były raczej powodem do "cynicznych żartów". "O tym, że stan zdrowia Karola Wojtyły, od 1978 roku Jana Pawła II mógłby nabrać dla mnie jakiegokolwiek znaczenia, zaczęłam się domyślać, kiedy temperatura w śródmieściu Krakowa wzrosła o dwa stopnie. To nie była wiosna, to były znicze. Im bardziej pogarszał się stan zdrowia Wojtyły, tym więcej ich przybywało" - wspomina Nadia Pantel. Przypomina sobie, że wtedy powiedziała do swojej polskiej koleżanki: "To nie jest normalne". Kasia, która opowiadała jej kiedyś, jak "bigoteria polskich zakonnic schrzaniła jej dzieciństwo", nie zareagowała. "Nic nie rozumiesz" "Była zapłakana, miała spuchnięte oczy, a tusz do rzęs spływał jej po twarzy. Powiedziała tylko: 'Nic nie rozumiesz'". Nadia Pantel poczuła się nieswojo: "Byłam w tym mieście bardziej obca niż myślałam. Z moimi francuskimi przyjaciółmi-ateistami siedziałam przed zamkniętymi restauracjami i kawiarniami i przysłuchiwałam się Polakom, którzy razem modlili się na ulicy" - pisze. Drugiego dnia żałoby udała się na Rynek Główny w Krakowie. Pamięta, że był to słoneczny dzień. Na rynku stał tłum ludzi, którzy w milczeniu patrzyli na Wieżę Mariacką, z której po chwili rozbrzmiało requiem Mozarta. Dziennikarka przyznaje, że po kilku dniach wysłuchiwania w dzień i w nocy pieśni religijnych, śpiewanych także przy ognisku na łące przed jej domem, w pierwszej chwili była poirytowana requiem. Zrezygnowała z wewnętrznych oporów Ale, jak pisze, zrezygnowała z wewnętrznych oporów i na chwilą zamknęła oczy. I wtedy ktoś wziął ją za rękę. "Wydało mi się to niestosowne. Obok mnie stał nieco otyły, nieznany mi mężczyzna w garniturze. Był porządnie ogolony, na jego łysinie świeciły promienie wiosennego słońca, a jego dłoń drżała - spod okularów słonecznych popłynęła pierwsza łza, potem druga, w końcu powstały dwa małe, strumyki łez płynące po policzkach do kącików ust". Polak jeszcze mocniej ściskał dłoń młodej Niemki i ona też zaczęła płakać. "Być może, nie dlatego, że umarł papież, ale dlatego, że teraz łączyło mnie coś z tymi ludźmi, ponieważ - jak to bywa - czasami dzieli się smutek z innymi". Tak kończy Nadia Pantel swoje wspomnienie z Krakowa w rocznicę śmierci Jana Pawła II. Opr. Barbara Cöllen, Redakcja Polska Deutsche Welle