- Moje dzieci bały się przechodzić przez jezdnię, więc razem zbudowaliśmy atrapę, pomyślałem sobie, że będzie to przyjemne rodzinne majsterkowanie - mówił przed sądem w Kolonii na zachodzie Niemiec 36-letni stolarz. Jak tłumaczył, nie wiedział, że wystawienie w ogródku drewnianej konstrukcji przypominającej fotoradar jest czymś nielegalnym. - Chciałem tylko uzmysłowić kierowcom, że w tym miejscu obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. Nie chciałem utrudniać procesów administracyjnych - przekonywał. Niska szkodliwość Sąd uwierzył mężczyźnie i zawiesił postępowanie tłumacząc to małą szkodliwością czynu. Mężczyzna musi jedynie pokryć koszty pracy swojego prawnika. Sąd zaznaczył jednak, że 36-latek złamał prawo. Doniesienie przeciwko domorosłemu kontrolerowi prędkości złożył policji jeden z kierowców, który dopatrzył się w jego działaniu próby przywłaszczenia funkcji publicznej. Grozi za to kara do dwóch lat więzienia. Oskarżony mężczyzna podkreślał w czasie procesu, że wielokrotnie bezskutecznie apelował do władz miasta i policji o prowadzenie częstszych kontroli prędkości w okolicy jego domu, gdzie znajdują się także szkoła i przedszkole. Redakcja Polska "Deutsche Welle"