Jak donosi w czwartkowym wydaniu "Sueddeutsche Zeitung", co najmniej połowa z przebywających jeszcze w areszcie tymczasowym uczestników zamieszek w Hamburgu, to osoby z zagranicy. Według informacji monachijskiego dziennika, areszt tymczasowy zastosowano wobec trzech Francuzów, dwóch Holendrów, dwóch Rosjan i dwóch Węgrów oraz Szwajcara, Austriaka, Czecha i Polaka. Aresztowanie ich ma zapobiec niebezpieczeństwu ucieczki i ukrywania się podejrzanych. "Ciężkie naruszenie spokoju publicznego" Dwóch Rosjan czekających na proces w areszcie tymczasowym więzienia w Hamburgu-Billwerder zostało aresztowanych 8 lipca wieczorem, kiedy policja rozpędziła agresywny tłum w dzielnicy Schanzenviertel. Jednym z Rosjan jest 30-latek pochodzący z Moskwy, gdzie rozwozi przesyłki kurierskie. Mężczyzna przyznał się podczas przesłuchań do udziału w protestach antyputinowskich, za co był wielokrotnie aresztowany. W Hamburgu miał rzucać w kierunku policji butelki, ale podobno nikogo nie zranił. Większości przetrzymywanych zarzuca się "ciężkie naruszenie spokoju publicznego". Najwięcej osób aresztowano 7 lipca o godz. 6:30. Wszyscy, którzy o tej porze znaleźli się w okolicach Hamburga-Altony, usłyszeli te same zarzuty - "brutalne postępowanie grupy, do której należał oskarżony, wyrażało się tym, że bez powodu i ostrzeżenia grupa od razu zaatakowała funkcjonariuszy, rzucając w nich kamieniami, butelkami, koktajlami Mołotowa, petardami". We wszystkich tych przypadkach nie ma dowodu na to, co każdy z aresztowanych konkretnie robił w masie protestujących - pisze "SZ". Zarzuty bazują na tym, że wszystkie osoby, wobec których zastosowano areszt tymczasowy, co najmniej "psychologicznie wspierały przemoc", niezależnie od tego, co w tym czasie robiły - napisał prokurator. Polak w areszcie tymczasowym Polak, wobec którego zastosowano areszt tymczasowy, to 24-letni Stanisław B., student ASP z Warszawy. "Sueddeutsche Zeitung" pisze, że "pochodzi on z rodziny akademickiej, co nie znaczy, że w takich rodzinach nie ma sprawców przemocy". Ojciec zatrzymanego Polaka jest profesorem, matka pracuje w kancelarii prawnej jako asystentka. "Ale nawet Stanisławowi B. prokuratura nie zarzuca ani zranienia kogoś, ani też ataku na kogoś" - wyjaśnia SZ. Dziennik opisuje, że polski student wysiadł na przystanku Dammtor w pobliżu uniwersytetu, gdzie został wylegitymowany przez policję. Został zatrzymany, ponieważ w plecaku miał gaz pieprzowy, co w Niemczech - według ustawy o zgromadzeniach - podlega karze. Polak przebywa w gmachu więzienia w Billwerder. Według opinii prawników, może liczyć na wyrok z zawieszeniem, ponieważ nigdy nie był karany, ani w Niemczech, ani w Polsce. W odpowiedzi na skargę adwokata Polaka napisano, że jego zatrzymanie jest wskazane ze względu na "ochronę porządku prawnego". Opr. Barbara Cöllen